W zwartym szeregu starych kamienic pojawia się luka – ot choćby pamiątka po którejś wojnie. Wypadałoby ją zaplombować. Niekoniecznie trzeba jednak wznosić kolejny budynek. Skoro zewsząd otaczają nas mury, to może zrobić odrobinę przerwy na zieleń. Tak właśnie w wielkich miastach zrodziła się idea Parków Kieszonkowych.
To pomysł rozwijający się równolegle z parkletami, czyli niewielkimi wyspami zieleni i spokoju instalowanymi w ciągu ulicy na pograniczu chodnika i ulicy, np. na miejscach parkingowych (i bardzo często są przy tym przedsięwzięciem mobilnym). Oba pomysł zrodziły się zresztą w USA, gdzie wyspy zieleni w centrum nigdy nie były mocno eksponowane. Znane jako Pocket-Parks, Vest-Pocket albo Mini-Parks na ile mogą stają się substytutem zwykłych parków. Wystarczy im nieco miejsca pomiędzy budynkami, abo nawet mały placyk vis-a-vis kamienicy.
Kieszonkowe parki mogą być wyposażone w przestrzenie do relaksu, place zabaw, a nawet małą scenę do prowadzenie kameralnych imprez. Zainstalować się tu może również niewielka kawiarnia. Jednym z klasyków jest Paley Park w centrum Manhattanu (zdjęcie na górze). Jak przekonują autorzy sukces odniósł z kilku powodów. Przede wszystkim jest usytuowany tuż przy ulicy i zachęca do odwiedzin – sporym atutem jest przy tym wodospad płynący na tylnej ścianie parku, który intryguje przechodniów (szczególnie dzieci). Spływająca woda tworzy przy tym przyjemną atmosferę – szum i lekka, zawieszona w powietrzu, rześka wilgoć – która dobrze konweniuje z dobrze zacienionym miejscem. To pierwszorzędne schronienie przed miejskimi upałami. Poza tym oferowane jest tu jedzenie i picie w dobrych cenach, a krzesła i stoliki można przestawiać sobie do woli, bez obaw, że ktoś z obsługi krzywo się spojrzy. Ludzie czują się swobodnie.
Na kieszonkowe parki nie mają zresztą monopolu prestiżowe dzielnice – w Harlemie np. popularnością cieszy się Collyer Brothers Park. Ta forma miejskich zagajników popularność zyskuje zresztą także w Europie. Szczególnie polubili ją Grecy. Mini-parki mają już nie tylko w Atenach, czy też Salonikach ale nawet w prowincjonalnym Agrinio. Całą ideę propagują i wdrażają w życie studenci architektury. W ich projektach nie ma wielkomiejskiego sznytu. Bardziej przeznaczone są dla ludzi, szczególnie tych młodszych – większość wyposażonych jest w place zabaw (zdjęcie powyżej).