Psie kupy walające się po miejski trotuarach to spory problem. I to nie tylko estetyczny. Są też siedliskiem bakterii, które rozprzestrzeniają się w wodzie i powietrzu. Wiele miast, chociaż akurat w Polsce nie ma na to mody, wysyła na ulice sprzątaczy, którzy specjalnymi odkurzaczami usuwają psie pozostałości (niektórzy mieszkańcy porządki robią sami). Pozostaje pytanie: kompost to czy nieprzyjemny odpad.
Rozwiązanie podsunęła Océane Izard, z genewskiej School of Art and Design, konstruując Poo-Poo Power. To niezbyt duża maszyna (1,2 wysokości), która psie odchody przerabia na energię. Odpowiadają za to mikrobiologiczne ogniwa paliwowe umieszczone w urządzeniu. Po 48 godzinach trawienia ładują akumulatory umieszczone w Poo-Poo Power. Później można je używać jako przenośne źródło zasilania (urządzenie zaprezentowane na filmie poniżej).
Izard nie jest pierwszą osobą, która zajęła się energetyczną stroną psich odchodów. Prawie 10 lat temu władze San Francisco rozważały projekt produkcji biogazu z psich odchodów, a w Cambridge zasilają uliczne oświetlenie.
Poo-Poo Power ma tę przewagę, że jest urządzeniem kompaktowym. Można je ustawić wszędzie – chociażby przy wybiegu dla psów – chociaż jego konstrukcję i funkcjonalność można by jeszcze dostosować do ulicznych warunków. Poza tym Izard bardzo poważnie podchodzi do problemu. Z weterynarzami i dietetykami bada jak najlepiej karmić psy, aby ich odchody były jak najbardziej kaloryczne. Zauważyła już, że np. Beagle w ciągu jednego dnia może wypracować taką ilość kupy, żeby przez dwie trzy godziny zasilać wentylator biurkowy. Ale za to Dog Niemiecki, jak się postara to jest w stanie zasilić lodówkę. Wogóle Izard wyliczyła, że przy sześciu, siedmiu psach można myśleć już o niezależności eneregtycznej i próbować odłączyć się od sieci.