Skip to main content

Coraz więcej śródmiejskich farm

/Fot: AeroFarms//
Wertykalne uprawy prowadzone w budynkach, to model żywienia przyszłości. W coraz ludniejszych miastach, kiedy liczyć się będzie przede wszystkim efektywne wykorzystanie dostępnych zasobów i powierzchnii. Taką diagnozę stawiają naukowcy. Pojawiają się już zresztą pierwsze całkowicie uzasadnione ekonomicznie projekty takie jak w górskim kurorcie Jackson. Nic więc dziwnego, że na rynku wyrastają też pierwsze firmy, które chcą stawiać tego typu farmy.

AeroFarms ma ambicję aby w ciągu najbliższych pięciu lat założyć dwadzieścia pięć upraw pod dachem. Na koncie ma osiem mniejszych projektów i pięć kolejnych już zaplanowanych. Firma, która wystawiła sobie właśnie efektywną siedzibę kosztem 30 mln dol. (na zdjęciu powyżej) wierzy jednak w świetlaną przyszłość przyjętego modelu biznesu. “To nie jest kwestia postawienia jednej, czy dwóch farm. Tu chodzi o zmianę sposobu w jaki społeczeństwo prowadzi uprawy. Nasza nowa siedziba do przy okazji centrum technologii, gdzie będziemy prezentować możliwości oferowane przez wertykalne farmy” – mówi David Rosenberg, szef całego przedsięwzięcia. Jego kalkulacje są proste. Do 2050 roku trzeba będzie podwoić moce produkcyjne żywności. “Jednym ze sposobów na zapewnienie dostaw będą właśnie miejskie uprawy”, dodaje prezes AeroFarms.
Rzecz jasna nie planuje upraw zbóż ani kukurydzy. Gra toczy się przede wszystkim o warzywa – te liściaste i owocowe. Takie które trafiają bezpośrednio do sklepów i mają krótki termin przydatności do spożycia. Skrócenie dostaw to spora przewaga, nad tradycyjnymi uprawami, które są przy tym znacznie mniej efektywne. Rosenberg chwali się, że jego uprawy szpinaku są 70-krotnie bardziej wydajne niż te na polu.

Jak sama nazwa wskazuje w AeroFarms królują uprawy aeroponiczne, a to odpowiedź na drugi poważny problem, kurczące się zasoby wody. W tej technologii używa się 95 proc. mniej wody niż na zwykłym polu. Dla tak wyschniętych miejsc jak Kalifornia to rozwiązanie doskonałe. Zużywa się tu oczywiście znacznie więcej energii, ale wprowadzanie kolejnych wydajnych technologii takich jak światło LEDowe sprzyja tego typu uprawom. “Zresztą nikt tak naprawdę nie liczy ile energii zużywa tradycyjna uprawa. W Kaliforni np. jedna czwarta mocy jaką dysponuje cały stan jest przeznaczona na dostawę wody do farm” dodaje Rosenberg. Swoją firmę rozwija już 11 lat i tyle samo czasu poświęca na dopracowywaniu technologii upraw: np. kiedy pojawiły się LEDy doszedł do wniosku, że najmniej potrzebne w uprawach jest światło żółte, które też potrzebuje najwięcej energii. “To co robimy jest skomplikowane. To nie przypadek, że działamy od 2004 roku i dopiero teraz jesteśmy gotowi na postawienie dużej farmy.” mówi Rosenberg. A jest przekonywujący w tym co robi. Do inwestycji w projekt przekonał już Prudential oraz Goldman Sachs.

Najpopularniejsze teksty

Kiedy przyjdzie kolej na wodór

Energetyka wiatrowa wkracza do miast

Trump klimatu nie popsuje