Któregoś wieczora 1990 r. pracujący w branży bankowej Wim Ouboter, zapragnął wybrać się na najlepszą w Zurichu kiełbaskę, a potem wpaść jeszcze na drinka. Dystans między domem, barem z kiełbaskami, a następnie drinkbarem okazał się jednak kłopotliwy – zbyt długi na pieszy spacer, zbyt krótki, by warto było wydobywać z garażu samochód, a nawet rower. Ouboterowi przypomniały się hulajnogi, na których wraz z rodzeństwem śmigał w dzieciństwie. I tak podobno zaczęła się hulajnogowa rewolucja.
Ouboter zdawał sobie sprawę z tego, że na hulajnodze, jaką znał dzieciństwa, wyglądałby dość zabawnie jako dorosły, postawny facet. W dodatku byłaby ona nieporęczna, gdy dotarłby już do baru. Postanowił więc sam zbudować coś odpowiedniego. W 1996 r. założył firmę o nazwie Micro Mobility Systems Ltd., a 3 lata później w Japonii ruszyła sprzedaż produkcja skonstruowanej przez niego mikrohulajnogi. Wkrótce pod marką „Razor” podobne pojazdy pojawiły się na rynku amerykańskim.
W 2000r. Razor wybrany został przez amerykańskie stowarzyszenie branży zabawek (Toy Association) “wiosenno-letnią zabawką roku”. Sęk w tym, że Ouboter nigdy nie myślał o swoim wynalazku jak o zabawce. On chciał zaoferować swoje pojazdy dorosłym, aby ułatwić im poruszanie się po mieście. Nie chodziło o zabawę, tylko o całkiem poważną zmianę w miejskiej komunikacji. I stopniowo to chyba się udaje. Zaopatrzone w elektryczne silniki i większe koła hulajnogi zalały w tym roku amerykańskie miasta z pomocą firm oferujących mikropojazdy na wynajem. Bird w ciągu roku od założenia firmy, przekroczył 10 mln przejazdów na hulajnodze.
Hulajnogi oferują już nawet Uber and Lyft, w pewnym sensie kanibalizując własny biznes wynajmu samochodów, tylko po to, by nie zostać bez udziałów w nowym segmencie rynku usług związanych z szybkim i tanim przemieszczaniem się po mieście. Teraz Razor, który w 2000 r. uruchomił falę popularności hulajnogi, jako produktu dla dzieci, uruchomia własną usługę wynajmu hulajnóg przez aplikację mobilną w kolejnych miastach.
Elektryczne silniki podniosły cenę sprzętu, ale możliwość wygodnego wynajmu (np. za 1 dolara) pozwala pokonać barierę kosztu. Plusem jest komfort użytkowania – hulajnogę łatwo zabrać ze sobą do metra czy budynku. Łatwo też na nią wskoczyć i z niej zeskoczyć, nawet w garniturze czy sukience. Budzi sentyment, zwłaszcza u doroślejących millenialsów. I okazuje się też, że nieźle się na niej wygląda.
Jeszcze nie dodano komentarza!