W Kopenhadze parki mają nie tylko zapewniać świeże powietrze i uprzyjemniać życie mieszkańcom – ich nowe zadanie polega na przeciwdziałaniu skutkom zmian klimatycznych. W ciągu ostatnich lat miasto nawiedziły „powodzie stulecia”, a według przewidywań Intergovernmental Panel on Climate Change ekstremalne warunki pogodowe polegające na intensywnych deszczach (i okresach suszy) pojawiać się będą coraz częściej. Do tego dochodzi groźba podniesienia poziomu wód – jak prognozuje Niels Bohr Institute, poziom morza wokół
Kopenhagi może wzrosnąć o 1,6 metra w ciągu najbliższych 100 lat.
Szukając sposób zabezpieczenia, miasto miało dwie możliwości. Jedna to rozbudowa „szarej” infrastruktury kanalizacyjnej, czyli, krótko mówiąc, zwiększenie liczby i poszerzenie rur. Druga opcja dotyczyła inwestycji w system „niebiesko-zielony”: zamiast kierować nadmiar wody do podziemnych rur, można poradzić sobie z nim dzięki odpowiednio zaprojektowanym parkom i zbiornikom retencyjnym. Duńczycy skłaniają się raczej ku tej drugiej koncepcji. Przykładem jej zastosowania jest Tåsinge Plads. Na pierwszy rzut oka nie różni się on niczym od zwykłych parków: niewielki zielony pagórek pokryty roślinnością, ławki, plac zabaw, młodzież rozłożona na kocach. Jednocześnie jednak odwrócone parasole mają gromadzić wodę, by następnie podlewać rośliny, kwietniki zatrzymują nadmiar deszczu, a specjalne ukształtowanie terenu umożliwia odpływ wody do podziemnych zbiorników. Zbiorniki przykryte są sprężystymi panelami, po których uwielbiają skakać dzieci, wytwarzając w ten sposób energię do przesuwania wody przez system rur.
Przyjęty przez radę miasta Plan Adaptacji Klimatycznej, przewiduje utworzenie w ciągu 20 lat aż 300 tego typu rozwiązań, np. parków, które w razie deszczu tworzyć będą małe stawy i ulic z podwyższonymi chodnikami, którymi będzie mogła płynąć woda, upodabniając Kopenhagę do Wenecji. W ten sposób woda może stać się zasobem służącym miastu, nie mówiąc już o tym, że skorzysta ono na dodatkowych terenach zielonych.
Tytuł trochę mylący – te parki nie tyle walczą ze zmianami klimatycznymi, co z ich skutkami. Różnica wcale nie taka drobna 🙂