/Fot: Palmyra//
Rosyjskie naloty w Syrii znowu sprawiły, że uwaga światowych mediów, skupiona ostatnio głównie na imigrantach, wróciła do kraju ogarniętego wojną. Bilans tej wojny jest straszny. 300 tys. ofiar, 11 mln uchodźców, którzy musieli opuścić swoje domy i 200 mld USD strat w gospodarce. Jeśli kiedykolwiek ta wojna się skończy, odbudowa kraju będzie trwała latami. Ale jest coś, co w Syrii tracimy my wszyscy i to bezpowrotnie, to są zabytki, celowo niszczone przez Państwo Islamskie.
W weekend jego bojownicy wysadzili w powietrze wspaniały Łuk Triumfalny z czasów rzymskich, perłę architektoniczną starożytnej Palmyry. Jeszcze bardziej symboliczna była śmierć 83-letniego Khaleda al-Asaada, naukowca, specjalisty od antyku, który całe swoje życie życie poświęcił na ochronę zabytków liczącego sobie 2000 lat miasta. Odszedł razem ze swoją ukochaną świątynią Szamin-Baala, którą islamiści wysadzili miesiąc temu. Swój wkład w jej konserwację mieli też polscy archeolodzy, którzy pracowali tu nieprzerwanie od 1959 roku do wybuchu wojny w 2011. Przedstawiciele UNESCO uznali to za zbrodnię wojenną. W Syrii mniej lub bardziej ucierpiało aż pięć z sześciu zabytków wpisanych na światową listę światowego dziedzictwa kulturowego. I niszczone są nie tylko budowle z czasów rzymskich, ale również te budowane przez chrześcijan, jak zamek Krzyżowców Krak des Chevaliers, czy muzułmanów – meczet Umajjadów w Aleppo.
(Krak des Chevaliers)
Niszczenie kultury i zabytków stało się nieodłącznym elementem dzisiejszych konfliktów zbrojnych. Kilka lat temu islamiści zagrozili zniszczeniem Timbuktu, pamiątki po starożytnej kulturze Mali. W 2001 roku talibowie wysadzili gigantyczne posągi Buddy w Bamiyan, a w 1993 roku Chorwaci zbombardowali liczący sobie pięćset lat bośniacki most w Mostarze. Takie akty barbarzyństwa dokonywane są celowo, pogłębiając wojenną traumę. Na przykład władzom Państwa Islamskiego, wysadzającym Palmyre, chodziło o wywołanie w mieszkańcach podbitego miasta poczucia bezsilności. Dlatego niszczenie sztuki jest często konkretne i planowe. Zachodni świat nie tylko się temu bezradnie przygląda, ale część kolekcjonerów aktywnie ten proceder wspiera, kupując rabowane przez islamskich terrorystów dzieła sztuki. Czym to się kończy mogą opowiedzieć mieszkańcy afgańskiego Bamiyan. Najpierw na własnej skórze odczuli terror islamskich talibów, teraz nie mają z czego żyć. Bo mimo że wojna się skończyła, turyści, którzy byli źródłem ich utrzymania, nie wrócili do bezpowrotnie zrujnowanego miasta. Nie mówiąc już o tym, ile na aktach takiego barbarzyństwa straciła cała ludzkość.
(Mostar)