/Fot: Allesia Pierdomenico//
Londyn stara się być wyjątkowo czysty. Na świecie nie ma chyba drugiego miasta, które tak konsekwentnie utrudnia samochodom wjazd do centrum i samego miasta. Wszystko przy pomocy podatków.
Na obszarze tzw. Greater London obowiązuje strefa obniżonej emisyjności spalin (Low Emission Zone). W jej obrębie wysłużone już ciężarówki – 1,2 tonowe z 2002 roku i starsze oraz 3,5 tonowe wyprodukowane przed 2007 rokiem – codziennie muszą wnosić opłaty sięgające 200 funtów. W ścisłym centrum – od Hyde Parku, aż do Tower – w czasie godzin pracy (w tygodniu między 7 a 18) został wprowadzony dodatkowy podatek wjazdowy zryczałtowany na poziomie 11,5 funta. A to jeszcze nie koniec.
Burmistrz miasta Boris Johnson zapowiedział właśnie utworzenie dodatkowej Ultra Low Emission Zone, także w obrębie ścisłego centrum, gdzie wjazd będzie kosztował dodatkowe 12,5 funta (łącznie za pojawienie się nawet zwykłym samochodem w City trzeba będzie więc zapłacić ok. 130 zł). A duże ciężarówki będą musiały wnieść 100 funtów opłaty.
Nie stanie się to jednak od razu – burmistrz daje czas do 2020 roku – i nie jest to takie czysty fiskalizm. Zatłoczony Londyn zmaga się z zanieczyszczeniami powietrza, których ofairą pada rocznie 4 tys. osób. Boris Johnson po prostu zwalcza wszyskie samochody produkujące dużą ilośc spalin.
Już dziś z opłaty wjazdowej zwolnione są nie tylko niskoemisyjne moto-rowery, ale także np. auta elektryczne. Burmistrz chce aby Londyn od 2018 roku stał się bezemisyjnym. Nowym podatkiem chce mieszkańców miasta zmusić do wymiany pojazdów na czystsze. Mają na to sześć lat. W ślad za Johnsonem idą już zresztą inne duże miasta Europy, takie jak chociażby Mediolan.