Kiedy dwa lata temu Nowy Jork przygotowywał się do projektu rewitalizacji bibliotek, dokonał inwentaryzacji obiektów, które znajdują się na Manhattanie. Okazało się, że ich średni wiek to 84 lata, a 23 najstarsze budowle pamiętają jeszcze czasy sprzed I Wojny Światowej. To najlepiej obrazuje jak wiekowe są obiekty publiczne. I nie dotyczy to tylko bibliotek. Świat zmienia się niebywale, a szkoły, szpitale czy dworce utknęły gdzieś na przestrzeni minionego czasu.
I dziś to właśnie się zmienia. Miasta, które poważnie traktują rozwój i oczekiwania współczesnych mieszkańców, całkiem inaczej zaczynają myśleć o tych tradycyjnych publicznych instytucjach. Urządzają je na nowo.
SZKOŁY
Szkoła tradycyjnie jest instytucją, która najwolniej dostosowuje się do zmian i jest mało wrażliwa na sugestie płynące z zewnątrz. Sale lekcyjne, ławki, tablica – wszystko jak było w XIX wieku. Znalazły się jednak miejsca, gdzie szkoły są gotowe do zmian, a nawet o ich kierunek pytają najbardziej zainteresowanych: dzieci i rodziców. Tak właśnie postąpiły władze miasta Alexandria w Minnesocie. O to jak ma wyglądać przyszły budynek liceum zapytały wszystkich interesariuszy. Odpowiedź była wyjątkowo prosta: Jak campus Google’a.
Nowy budynek może nie ma tej skali, ale ma oddawać ducha Googlepleksu, gdzie dominuje innowacja i wolnomyślicielstwo. Takie pojęcia jak klasa lekcyjna całkiem tracą na znaczeniu. W nowej szkole zbudowanej kosztem 73 mln dolarów dominują otwarte przestrzenie. Jest podzielona na sześć oddzielonych od siebie części, które łączą się z centralną Community Commons. To duży open-space, który jest czymś pomiędzy kawiarnią, amfiteatrem, a przestrzenią socjalną. Klasyczne ściany zostały wyeliminowane, zastąpiły je szklane przepierzenia, a meble są łatwe do rekonfiguracji.
„To było prawdziwe wyzwanie: projektowanie środowiska, które ma zabrać dzieci w nieznaną przyszłość,” mówi Pfluger. „Pewne jest tylko, że tego co ma się dopiero zdarzyć nie potrafimy zaplanować: wiele rzeczy będzie całkiem innych od tego, czego moglibyśmy się spodziewać. Jak więc sprostać tej niepewności?”. – projektant sam odpowiada na postawione pytanie: stworzyć szkołę, którą można przekształcać.
Dlatego sale zajęć liceum w Alexandrii, można modyfikować dowolnie – nie tylko stoły i biurka, ale także ściany. Jeszcze ważniejsze, że nie ma sal przypisanych poszczególnym nauczycielom. Zabierając uczniów na lekcje każdy bierze przestrzeń, która najbardziej pasuje do zajęć. Przy zajęciach z algebry niewątpliwie wciąż najlepiej sprawdza się tablica i rzędy ławek, kiedy już jednak prowadzone są lekcje na temat twórczości dramatopisarzy, młodzież może się rozsiąść na szerokich schodach w hallu, które budową nawiązują do amfiteatru.
/Foto: Albert Vecerka Esto/
Innym istotnym trendem w przebudowie szkół jest ich otwieranie na miasto. Zwykle budynki z wysoko umieszczonymi oknami były odsunięte od ulicy. Jak to ma wyglądać teraz, widać w projektach, którym amerykańskie stowarzyszenie architektów AIA przyznało rok temu Education Facility Design Awards.
W przypadku najlepszych projektów zasadniczy motyw to jak największa otwartość na otaczającą przestrzeń. Tak wygląda np. szkoła Hendersona-Hopkinsa w Baltimore (zdjęcie powyżej). Obszerne sale i duże okna podkreślają jej otwartość, a użyte materiały nawiązują do ceglanych domów okolicy. Placówka ma się bowiem jak najbardziej wpasować w otoczenie i lokalną społeczność – dlatego też stworzono tu otwartą dla wszystkich mieszkańców bibliotekę publiczną, salę ćwiczeń i audytorium, a także punkt opieki nad dziećmi.
/Foto: Jonathan Hillyer/
W podobnym duchu zaprojektowana została Seton Hill Arts Center, które nawiązuje do postindustrialnej okolicy Greensburga (na południowy-zachód od Pittsburgha). Dziedziniec jest tak skonstruowany, aby zachęcał młodych ludzi do pracy na zewnątrz, a z szerokich, przeszklonych wejściowych drzwi wkracza się prosto na ulicę w centrum miasta. To ją m.in. odróżnia od reszty campusu odizolowanego na Seton Hill.
W przypadku Dwight-Englewood STEM Center chodzi z kolei o znacznie większą otwartość wewnątrz, niż na zewnątrz. Przypadkowe spotkania i spontaniczne rozmowy mają być jej treścią, bo to one są podstawą innowacyjnego myślenia. Dlatego klasy są elastycznie dostosowywane i dominuje przestrzeń co-workingowa – ma tu być trochę tak jak w biurach firm z Doliny Krzemowej.
SZPITALE
Bardzo podobne trendy widać też w inwestycjach związanych z lecznicami. Z punktu widzenia otaczającego miasta, szpital niewiele różni się od koszar. To inny, odgrodzony murem świat, do którego okoliczni mieszkańcy nie mają dostępu. Tak jak w przypadku szkół, również szpitale otwiera się na miasto i włączają w dzielnicowe życie.
Najlepszym przykładem jest Henry Ford Hospital w Detroit. Położony w samym centrum miasta, tak jak podobne placówki, przez lata był wyizolowanym azylem dla chorych. „Staramy się rozbić dawny sposób myślenia oddziałowego, gdzie wszystkie funkcje są zamknięte w jednym bloku. Chcemy, aby kawiarnie czy sklepiki otworzyły się na miasto, przesunęły na front ulicy”, w rozmowie z CNU Journal mówi planista Kent Anderson. Zamknięty medyczny campus chce zmienić w przestrzeń o zróżnicowanym zastosowaniu, gdzie po prostu świadczone są m.in. usługi medyczne. „Ludzie przebywający w szpitalu nie powinni być odizolowania od normalnego życia społecznego.”, dodaje.
Dziś można tu wpaść do Subway’a czy jednej z kawiarenek. Henry Ford Hospital nie ograniczył się wyłącznie do wprowadzania miasta pod własny dach. Zaczął też ekspansję. Skupił kilka sąsiednich działek, aby stworzyć coś w rodzaju ulicznych pasaży, a na sąsiadującej do frontu Grand Boulevard chce zorganizować miejski plac. Szpital zamierza się zająć właściwie całym obszarem po drugiej stronie bulwaru.
Zmianom podlega nie tylko relacja budynków z otoczeniem, ale także układ wewnętrzny szpitali. Dlatego w Centrum Medycznym Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco architekci postanowili odejść od jednoznacznie kojarzącego się z szpitalną rzeczywistością klasycznego układu sal i wąskich korytarzy na rzecz znanego z biurowców tworzenia dużej ilości przestrzeni wspólnych (open-space), oferujących funkcje rekreacyjne. Korzystać z nich mogą zarówno pacjenci, jaki i lekarze oraz pielęgniarki, co może pomóc w zredukowaniu znanej z większości szpitali bariery typu pacjent-personel medyczny. Dodatkową atrakcją jest ponad dwadzieścia ogrodów o łącznej powierzchni 1,8 ha, z czego największy 0,5 hektarowy skwer zieleni mieści się na dachu szpitala.
Jeśli chodzi o zieleń, to szpitale mają ogromny potencjał. Wiele z nich dysponuje bowiem przestrzenią parkową, która może być wykorzystana nie tylko jako miejsce spacerów, ale także warzywnik dostarczający lepszej jakości produkty do szpitalnej kuchni. Stąd filadelfijski Lankenau Medical Center zdecydował się na stworzenie własnej farmy. Od tego czasu do pacjentów całkiem za darmo trafiły 2 tony organicznej żywności.
Pomysł można wykorzystywać na jeszcze więcej sposobów. Chociażby jako rekreacyjną pracę na świeżym powietrzu w ogrodzie dla mniej chorych pacjentów. W Filadelfii jednym z zasadniczych problemów jest chorobliwa otyłość mieszkańców – cierpi na nią 32 proc. dorosłych i 25 proc. dzieci. Dlatego własne uprawy w Lankenau Medical Center stały się dobrym punktem wyjścia do edukowania w kwestii zdrowego odżywiania się, właściwie poukładanej diety i odpowiedniego doboru produktów spożywczych. I nie dotyczy to tylko samych pacjentów, ale m.in. także odwiedzających rodzin.
Zmiana myślenia na temat samej funkcjonalności szpitala przyświeca też Duńczykom. W Kopenhadze wyszli z założenia, że zakwaterowanie się tam na kilka nocy, dla kogoś, kto nie jest obłożnie chory, bo np. robi wyłącznie serię badań, to już wyjątkowo przygnębiająca perspektywa. Dlatego stołeczny Rigshospitalet postanowił stworzyć bardziej komfortową wersję Patient Hospital, czyli coś pomiędzy szpitalem a hotelem. Na miejscu znajdziemy, rzecz jasna, pielęgniarki serwujące pacjentom lekarstwa. Pod każdym innym względem nowa jednostka przypomina jednak hotel. Widać to nie tylko w wystroju pokojów, które wyglądem przypominać mają standard trzygwiazdkowego hotelu turystycznego (mają ok. 20 m kw. i są wyposażone w balkon). Przede wszystkim odwiedzający nie są skazani na mdłe i monotonne szpitalne jedzenie – mogą je zamawiać z karty, zarówno w restauracji, jak i z dostawą do pokoju.
BIBLIOTEKI
Żaden inny budynek publiczny nie przechodzi większych zmian niż biblioteki. Także w warszawskim Wawrze zamiast nich powstają tzw. kulturoteki, gdzie obok zbioru książek można znaleźć sale prób muzycznych, czytelnie, kącik internetowy, kawiarenkę i sale wielofunkcyjne, w których będą m.in. organizowane zajęcia muzyczne i plastyczne, a nawet projekcje kinowe.
Biblioteki przede wszystkim poszerzają swoją funkcjonalność. W Richland Library w Columbii pracownicy biblioteki spostrzegli, że absolwenci projektowania pobliskiego college’u nie mają specjalnie miejsca na dopracowywanie swoich prac oraz portfolio. Dlatego na jednym z pięter zorganizowano przestrzeń co-workingową dla młodych ludzi, których nie stać na wynajem biur. Wielu uważa, że to zbyt dalekie odstępstwo od istoty działania biblioteki. Georgia Coleman, szefowa Richland Library przekonuje, że dzięki temu buduje relacje z lokalną społecznością, a jednocześnie zachęca do korzystania z własnych zasobów: „Centrum co-workingowe otwiera nas na odbiorców, którzy mogliby nie pomyśleć o tym, że biblioteka to przestrzeń, do której mogliby należeć” mówi.
Takie inicjatywy budowania jak najszerszego kręgu odbiorców najczęściej dotyczą jednak najmłodszego pokolenia, dla którego zakurzone zbiory książek to całkowity anachronizm. W tym duchu przebudowana została bostońska biblioteka publiczna mieszcząca się w The Johnson Building.
Poza całkiem odnowioną czytelnią, znalazło się tam też dużo przestrzeni dla młodych czytelników. W bibliotece dziecięcej znajduje się m.in. interaktywna dotykowa ściana edukacyjna, stoły multimedialne czy przestrzeń do słuchania opowieści. Swoje miejsce mają także nastolatki. To tzw. Teen Central, gdzie stoły poustawiano tak jak w barach szybkiej obsługi – tutaj mogą odrabiać lekcje, ale także po prostu uciąć sobie kawiarnianą pogawędkę. Do dyspozycji mają „Lab” z komputerami wyposażonymi w oprogramowanie projektowe oraz drukarkę 3D.
Jeszcze dalej poszli projektanci z meksykańskiego studia Anagrama, działającego w Monterey. Zaproponowali, aby bibliotekę miejscowego dziecięcego centrum kultury Conarte upodobnić do placu zabaw. Regały na książki zaprojektowali tak, aby przypominały obiekty do wspinania. Umeblowali w ten sposób wyniesiony do góry hall czytelni, całość przykrywając szarą wykładziną. Ma ona nadawać „górzysty” charakter temu miejscu. Jak projektanci sami tłumaczą, ich zamysłem było uczynić z czytania prawdziwą przygodę.
Biblioteki istotnie zmieniają więc swoje funkcje. Dziś to właściwie publiczne miejsca spotkań lokalnej społeczności, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Tak wygląda biblioteka w duńskim Aarhus, której przyznano tytuł najlepszej biblioteki publicznej 2016 roku.
Dokki1, bo tak się nazywa, powstała jako modelowa przestrzeń publiczna przyszłości. Poza salami do nauki i odrabiania lekcji oraz pokojami do prowadzenia warsztatów jest też miejsce na zajęcia interaktywne oraz plac zabaw dla dzieci (które mają tu też własną bibliotekę). Poza tym główny hall to przestronne i wielofunkcyjne miejsce spotkań. Tutaj wisi słynny na całe miasto rurowy dzwon: Kiedy urodzi się nowy obywatel miasta w szpitalu rodzic przyciska guzik, który uruchamia ogromny trzytonowy dzwon rurowy. Wtedy całe Aarhus wie, że zyskało nowego obywatela.
Jej otwarty charakter podkreśla konstrukcja, którą szczególnie doceniło jury. Schody i wejścia są szerokie, a cały budynek dość prosty i elegancki. Ze wszystkich stron przeszklony, jest łatwo dostępny. Znajduje się pod nim nie tylko parking, ale także przebiega linia tramwajowa.
BUDYNKI UŻYTECZNOŚCI PUBLICZNEJ
Zmiana funkcjonalności bibliotek obrazuje jeden z głównych trendów zmian jakie następują w miastach: mieszkańcy coraz mniej chcą przesiadywać w domach i potrzebują przestrzeni publicznej, w której mogliby się spotkać. Im ciekawsza i bardziej nowoczesna, tym lepiej. Tak właśnie w Paryżu powstał projekt stworzenia nowego centrum żywnościowego miasta. Réalimenter Masséna będzie miejscem, gdzie wszystko będzie o jedzeniu: jego uprawie, przetwarzaniu, podawaniu, no i jedzeniu (zdjęcie otwierające).
To inicjatywa ludzi, którym zależy na uświadomieniu jak wielkie zmiany czekają nas w produkcji żywności. Teza wyjściowa jest jasna: rosnąca liczba konsumentów powoduje, że nie da się utrzymać liniowego cyklu wytwarzania jedzenia: od rolnika, przez przetwórcę, na stół, a pozostałości do śmieci i ścieków. Pomysłodawcy projektu przekonują, że trzeba będzie zamknąć ten obieg coraz lepiej gospodarując zasobami i rozwijając ich odzysk.
Réalimenter Masséna ma być rodzajem laboratorium i centrum badawczym miejskiej agrokultury. Pierwszą linię wsparcia zapewni AgroParisTech. To czołowa uczelnia rolnicza Francji, która skupi się na dostarczaniu nowoczesnego know-how na temat upraw i oczywiście wszelkich niezbędnych materiałów (nasion etc.). W projekt angażuje się także Sous les Fraises, firma specjalizująca się w rozwijaniu miejskich upraw oraz La Ruche qui dit Oui, którego specjalnością jest bezpośrednie łączenie lokalnych gospodarstw z odbiorcami ich produktów.
Budynkiem, o którym trudno nie wspomnieć, jest nowojorski The Shed. To hala widowiskowa, projekt całkiem innej miary niż Réalimenter Masséna, ale już dziś mówi się, że wyznaczy standard budowanie tego typu obiektów w przyszłości. Będzie to czteropoziomowy budynek z piwnicą, przykryty przeszklonym i przesuwanym pawilonem. Widny transportujące pomiędzy piętrami, dźwigi do przenoszenia elementów i cały system otwieranych bram zjazdowych powodują, że ma być to budynek, który w jak największym stopniu dostosowuje się do potrzeb użytkowników. Będą tu organizowane koncerty, wystawy, imprezy artystyczne i sportowe, etc. Coś na miarę Colosseum XXI wieku.
Publikacja został przygotowana jako kompendium wiedzy na temat innowacji inwestycyjnych z okazji Kongresu Regionów, którego Miasto2077 jest partnerem merytorycznym. To próba zebrania najbardziej aktualnych trendów w aktywności samorządów na całym świecie właśnie w polityce inwestycyjnej. W pierwszej części opisujemy inwestycje w przestrzeń, będziemy też przybliżać to co się dzieje w obrębie rozwoju obiektów publicznych, inwestycji związanych ze zmianami klimatycznymi oraz nowych metodach prowadzenia projektów.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!