Do kryzysu mieszkaniowego Amerykanie podchodzą naprawdę poważnie. To jedno z najważniejszych wyzwań, z jakim postanowił zmierzyć się obecny burmistrz Nowego Jorku Bill de Blassio. Jego plan jest ambitny: 80 tys. nowych tanich mieszkań do kupienia i dodatkowe 120 tys. apartamentów na wynajem po cenach niższych niż rynkowe. Nie chce przy tym stawiać blokhausów, w których upychałby ludzi jak śledzie w beczce. Bill de Blassio, chce aby jego miasto piękniało, a nowe mieszkania były ładne, nowoczesne i funkcjonalne.
Brzmi to trochę jak z czasów gomułkowskiej Małej Stabilizacji, ale w rzeczywistości tak jest. Nowojorczycy bardzo zafiksowali się na tanich i estetycznych rzeczach. Nawet w miejskim muzeum można zobaczyć wystawę pod prostym i jasnym tytułem: Affordable New York.
Jednym ze sposobów na uporanie się z problemem tanich mieszkań są domy prefabrykowane. Sztandarowy przykład tej koncepcji to MY Micro NY. Modułowy apartamentowiec, który ma niewiele wspólnego z siermięgą znaną z polskich osiedli. To spiętrzona konstrukcja, gdzie wyprodukowane w fabryce moduły wielkości kontenera poukładane są jak kostki jenga. Mieszkanek jest tu 52 o powierzchni od 23 do 34 metrów kw., wszystko dokładnie zaplanowane. Segment podzielony jest na dzienną część otwartą z oknem i niewielkim balkonikiem (tzw. julliete) oraz znajdujący się przy wejściu moduł, na który składa się przylegająca do siebie łazienka i otwarta kuchnia, a nad nimi znajduje się rodzaj pawlacza do przechowywania rzeczy.
To całkiem ładne, ale wyjątkowo skromne lokum. Bardziej spektakularny projekt to Hunters Point South, który miejscowa prasa okrzyknęła już mianem złotego standardu taniego budownictwa mieszkaniowego. Jak na wielkomiejski projekt przystało jest to drapacz chmur, który składa się z dwóch wież. Kluczowa nie jest jednak sama estetyka zewnętrzna, ale funkcjonalność jaką oferuje apartamentowiec.
Można tu liczyć nie tylko na dostępny dla wszystkich taras z ogrodem, centrum fitness, pokój zabaw dla psów, pomieszczenie do organizowania imprez, czy miejsce do grillowania. Projektanci zadbali także o wydzielenie przestrzeni pod miejską farmę, gdzie mieszkańcy mogą uprawia zioła oraz warzywa, a także wybierać miód z działającej tu mikropasieki. A wszystko to za naprawdę przystępną cenę i to nie tylko na nowojorskie warunki. Kawalerki i studia zaczynają się już od 500 dol. czynszu za miesiąc – tych jest jednak zaledwie kilkanaście. Większa jest za to pula apartamentów z dwoma sypialniami, gdzie może zamieszkać już rodzina z dwójką dzieci płacąc miesięcznie 835 dol. czynszu (jest też kilka mieszkań po 648 dol.).
Dla Europejczyka może być to zaskakujące, ale tanie mieszkania nie są przeznaczone dla wszystkich. Znani z wolnorynkowego podejścia amerykanie przy każdym wyznaczyli limit zarobków przy jakim można aplikować o przydział – przy mieszkaniu za 835 dol. czteroosobowa rodzina nie może zarabiać więcej 42 tys. dolarów rocznie.
Widać więc, że Nowy Jork bardzo rzetelnie podchodzi do swojego projektu tanich domów. Chce łączyć to co dotychczas wydawało się nie możliwe niską cenę oraz jakość i styl. To coś na miarę mieszkaniowej IKEA, gdzie jest tanio jak nigdzie, a można znaleźć tu meble zaprojektowane przez czołowych designerów świata.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
LONDYN WYLĘGARNIĄ TANIEGO MIESZKALNICTWA | MIKRODOMKI PROSTO Z SZUFLANDII | MIESZKANIA NA MIARĘ MOŻLIWOŚCI MŁODYCH LUDZI |