Skip to main content

W połowie października Agencja Transportu Miejskiego w San Francisco (MTA) podjęła decyzją o zamknięciu dla samochodów najbardziej ruchliwej ulicy miasta Market Street. W wyniku jednomyślnego głosowania po trzykilometrowym odcinku ​​głównego bulwaru miasta będzie można poruszać się pieszo, na rowerze, hulajnodze albo korzystając z transportu publicznego. Podobna decyzja w Madrycie, Kopenhadze czy Paryżu pewnie przeszłaby bez większego echa (europejskie stolice zaczynaja się wręcz ścigać, która z nich zamknie większy kawałek miasta), ale w tym wypadku mówimy o Stanach Zjednoczonych.

W Ameryce samochody królują przynajmniej od drugiej połowy XX wieku, odkąd zaczęły kształtować rozwój amerykańskich metropolii. Całe kwartały miast mogły być pozbawiane chodników. Najważniejsze były ulice, jak najszersze, tak by mogły obsłużyć jak największe strumienie pojazdów, codziennie przemierzające kilkudziesięciokilometrowe trasy między przedmieściami, a centrum. W efekcie w wielu miejscach wciąż brakuje podstawowej infrastruktury, zapóźnienia są ogromne, a chodzenie pieszo czy jeżdżenie na rowerze w Stanach często nie jest bezpieczne.

Problem zaczął się kiedy Amerykanie wzorem Europejczyków zaczęli doceniać uroki mieszkania w centrum miasta. Samochody przestały być efektywnym sposobem poruszania się po zatłoczonych metropoliach. Szacuje się, że w San Francisco opóźnienia w ruchu tylko w latach 2010-16 wzrosły o 60 procent. To wynik szalonej popularności miasta szczególnie wsród zalewających go pracowników spółek technologicznych (SF jest największym miastem leżącym w pobliżu Doliny Krzemowej) oraz szybko rosnące floty samochodów jeżdżących w barwach Ubera i Lyfta. Stały się one podstawowym (bo tanim i wygodnym) sposobem docierania do pracy, szczególnie wsród millenialsów. Negatywnym skutkiem sukcesu taksówkowych platform było zakorkowanie miasta. W efekcie sami mieszkańcy zaczęli szukać nowych sposobów poruszania się po mieście. W ciągu ostatnich czterech lat liczba osób jeżdżących rowerem po Market Street wzrosła o prawie 70 proc. (według danych Stravy), podczas gdy w tym czasie liczba mieszkańców san Francisco zwiększyła się o 3,6 proc. Stało się to mimo, że Marker Street była jedną z najbardziej niebezpiecznych ulic dla rowerzystów w mieście.

Warty 604 milionów dolarów projekt przebudowy głównej arterii miasta ma to zmienić. Jego głównym założeniem jest znaczące powiększenie przestrzeni dla pieszych i rowerzystów, ma być to początek jeszcze większych zmian. „Chodzi o to, jakim miastem chcemy być. To początek tworzenia większej liczby przestrzeni wolnej od samochodów w San Francisco”, napisał na Twitterze Amanda Eaken, dyrektor MTA, który jest gorącym orędownikiem projektu.

Jest szansa, że kalifornijskie miasto przetrze szlak, którym podążą również inne miasta w USA. Tym bardziej, ze jak twierdzi Warren Logan, dyrektor ds. polityki mobilności w biurze burmistrza Oakland, miasta leżącego po sąsiedzku do San Francisco na przeciwległym brzegu zatoki, wszystkie te zmiany w nie są niczym nowym, a amerykańskie miasta po prostu wracają w ten sposób do normalności.

1 odpowiedź na “San Francisco tworzy nową przestrzeń dla pieszych i rowerów, żeby odkorkować miasto”

  1. Główna ulica ? Na samym google maps – jedn pas dla samochodów, bus/ taxi pas, droga rowerowa tramwaj – wielkie zamknięcie…. Bez sensu bicie piany. i do tego siedziba centrum zła korkowego (uber HQ).

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.

Najpopularniejsze teksty

Miasta zielone – śródmiejskie farmy

4 firmy, które wyławiają CO2 z oceanu

Kiedy przyjdzie kolej na wodór

Energetyka wiatrowa wkracza do miast