Ponad 1 GW mocy do końca tego roku zainstalują sobie na dachach Amerykanie. To tyle ile spora elektrownia. Chodzi rzecz jasna o panele słoneczne. Za oceanem fotowoltaika przeżywa ogromny boom, co potwierdziły wyniki drugiego kwartału – rok do roku sprzedaż ogniw wzrosła o 45 proc. Wkrótce już 165 tys. domów będzie zasilanych panelami słonecznymi. Tak ogromne ożywienie nie uszło uwadze dużym dostawcom prądu, którzy dotychczas tylko przyglądali się nowej modzie na energię słoneczną.
Dziś idą w rynek pełną parą. Szczególnie ci działający w południowych, dobrze nasłonecznionych stanach. Jednym z prymusów jest Arizona, gdzie największy lokalny operator zaproponował swoim klientom, że jeśli zgodzą się na zainstalowanie panelu, to dostaną miesięczny opust na rachunku sięgający 30 dolarów. Stanowy konkurent Tucson Electric Power za podobną usługą swoim odbiorcom zapewnia sztywne, korzystne stawki za prąd. Tego typu akcje to zresztą nie tylko domena słonecznych rejonów. Nowy Jork np. zachęca firmy z branży utilities do instalacji paneli słonecznych u klientów, bo traktuje to jako element planu decentralizacji zasobów sieci elektrycznej.
Solary trafiły więc już do energetycznego mainstreamu.
Słoneczna rewolucja, porównywana niekiedy z tą łupkową, nie odbyła by się jednak w USA gdyby nie dotacje i wsparcie rządu oraz spadek cen ogniw. To jednak tylko połowa sukcesu. Niemniej istotne było pojawienie się całego wianuszka firm takich jak SolarCity, SunRun czy Verengo Solar zajmujących się leasingiem instalacji solarnych w domach klientów. Przedsięwzięcia, które poukładały i ucylizowały cały rynek. Wypracowały procedury i metody finansowania, tak jak banki wystandaryzowały takie produkty jak kredyt hipoteczny.
To coś co, czego brak m.in. w Polsce. Nie dotyczy to wyłącznie fotowoltaików, ale właściwie wszystkich urządzeń tzw. energetyki rozproszonej, od od kolektorów słonecznych, po pompy ciepła (sam BOŚ, który ma niewielki zasięg działania, tylko operuje rządowymi pieniędzmi na eko-innowacje). I będzie dokładnie tak jak z mieszkaniami. Póki nie pojawi się stabilne, długoterminowe, a przede wszystkim masowe finansowanie instalacji, których zakup kosztuje dużo, ale eksploatacja jest niemożliwie tania (czyli odwrotnie niż w konwencjonalnej energetyce) produkt się nie upowszechni. Trzeba zaoferować sposób na rozciągnięcie kosztów w czasie. Tak samo jak było z mieszkaniami, które do połowy ubiegłej dekady mało kto chciał finansować. A później pojawiły się raty na 30 lat i zrobił się boom.