Obozy dla uchodźców w przyszłości staną się miastami, to teza Kilian Kleinschmidt, specjalisty od niesienia pomocy humanitarnej, który w ramach różnych projektów Wysokiej Komisji ONZ ds. Uchodźców pracuje już od ćwierć wieku. Za jego poglądem przemawia nie tylko doświadczenie i autorytet, ale także statystyka. „Średni czas pobytu w obozie wynosi dziś około 17 lat. To jest całe pokolenie”, mówi Kleinschmidt. Prowadzony przez niego obóz Zaatari liczy niemal 90 tys. mieszkańców. Prawie tyle, co Słupsk.
Praktyka jest taka, że tam, gdzie na Bliskim Wschodzie Europejczycy budują miejsca pobytu, sami uchodźcy tworzą miasta. „Pomoc humanitarną organizujemy dziś dokładnie tak samo jak 70 lat temu, po zakończeniu II Wojny Światowej. Świat zmienił się diametralnie, a model naszego działania jest ten sam”, mówi.
Dlatego trzeba zmienić podejście w tworzeniu obozów. Tworzyć je ze znacznie dłuższą perspektywą czasową. Miasto to nie tylko przechowalnia dla ludzi, ale także organizm ekonomiczny. Między innymi dlatego Kleinschmidt przekonuje, że nie można pozostawiać tutaj technologicznej dziury. Trzeba dbać o rozwój społeczności. Migranci to ludzie dobrze wyedukowani cyfrowo. W prowadzonym przez niego obozie Zaatari wszyscy mają telefony komórkowe, a 60 proc. uchodźców dysponuje smartfonami. Większość komunikuje się i zdobywa informacje za pośrednictwem Whatsapp – mieszkańcy obozu z zainteresowaniem śledzą m.in. wieści na temat rozwoju samochodów autonomicznych.
Zdaniem Kleinschmidta, w tych warunkach bardzo dobrym pomysłem jest upowszechnianie w obozach technologii druku 3D, która uczyni migrantów bardziej samowystarczalnymi. W Zaatari sam zorganizował Fab Lab – pracownię, w której mieszkańcy mają dostęp do najnowszych, cyfrowych narzędzi.
Skoro w ostatnich latach, szczególnie w Azji (m.in. na Bliskim Wschodzie), tak popularne jest budowanie miast od podstaw, dlaczego tych doświadczeń i technologii nie wykorzystać właśnie przy tworzeniu lokalizacji dla imigrantów. W tym przypadku nie ma problemu z czynnikiem podstawowym – wypełnieniem pustych ulic ludźmi. Największe miasta Europy, z Londynem na czele, pierwotnie były tylko wojskowymi obozami stawianymi przez rzymskie legiony. Przemyślany plan budowy i rozwoju zapewnił im prosperitę. Zawsze od czegoś trzeba zacząć.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
JAK BARBARZYŃCY RÓWNAJĄ Z ZIEMIĄ ZABYTKI | TOKIO: MIASTO NA SZYNACH, GDZIE PIESZY CZUJE SIĘ BEZPIECZNIE | MEKKA: NAJNOWOCZEŚNIEJSZE ŚWIĘTE MIASTO ŚWIATA |