/Fot: De Tosti Fabriek//
Miejska farma, na której produkuje się warzywa na potrzeby lokalnej społeczności, to coraz powszechniejszy nurt w miejskim życiu. Holenderscy aktywiści-artyści postanowili pójść krok dalej. W centrum Amsterdamu uruchomili De Tosti Fabriek czyli Fabrykę Kanapek. Nie ograniczyli się jednak do uprawy. Zdecydowali wyhodować wszystko co potrzebne do pełnowymiarowej mięsnej kanapki. Nie tylko posiali pszenicę, ale także nabyli trzy świnie i dwie krowy.
Przy wsparciu woluntariuszy dziewięć miesięcy pracowali, aby wreszcie zrobić żniwa i móc zjeść w pełni lokalną kanapkę. De Tosti Fabriek zyskał w tym czasie rozgłos i przejściowo stał się projektem edukacyjnym. Z wizytą przychodziły całe szkoły, aby dzieci mogły zapoznać się z całym procesem powstawania żywności. Nie wszystkich to jednak uszczęśliwiło. W programie telewizyjnym na temat fabryki jedna z pytanych uznała, że to szkodliwy pomysł bo po wizycie jej dziecka na farmie, nie bardzo wie co może mu powiedzieć kiedy następnym razem będą organizować grilla.
Taki ferment społeczny bardzo spodobał się organizatorom akcji, która była formą prowokacji. Z ekonomicznego punktu widzenia De Tosti Fabriek okazała się bowiem całkowitą klapą. Całe przedsięwzięcie kosztowało 35 tys. euro, nie licząc pracy wolontariuszy. Ostatecznie udało się jednak wyprodukować wyłącznie 350 kanapek.
Tak wysoki koszt jednostkowy unaocznił organizatorom przedsięwzięcie, że produkcja w lokalnym, małym gospodarstwie nie wchodzi w grę. Nie ma uzasadnienia ekonomicznego, bo nikt nie kupi kanapki za 100 euro. Teraz poza ekologiczności i lokalnością będą brać pod uwagę także warunki ekonomiczne. “Taki będzie nasz kolejny projekt: jak znaleźć równowagę pomiędzy dobrym, lokalnym jedzeniem, a efektywnością produkcji.” mówi Sascha Landshoff, założyciel fabryki kanapek.