Skip to main content

Najpierw pojawiają się artyści, potem dźwigi. Rosną ceny nieruchomości, artyści przenoszą się dalej. Znikają tez dotychczasowi mieszkańcy, których nie stać już na czynsze. Gentyfikacja – termin ukuty ponad 50 lat temu przez socjolożkę Ruth Glass dla opisania zmian zachodzących w północnym robi furorę, budząc mieszane uczucia. Dla jednych oznacza napływ inwestorów-spekulantów, wyrzucenie biednych mieszkańców, sieciówki w miejsce lokalnych sklepików i zniszczenie tożsamości dzielnicy. Dla innych – nowoczesność, poprawę jakości szkół i bezpieczeństwa publicznego, spadek przestępczości, ścieżki rowerowe, stoiska ze zdrową żywnością i lepsze parki.

Skala zjawiska gentryfikacji i jego negatywne efekty zaczyna niepokoić nawet najgorętszych orędowników „miejskiego renesansu”. Ekskluzywne , homogeniczne i często zamknięte osiedla trudno uznać za ideał miejskiej zabudowy, nie mówiąc już o kosztach społecznych. Zwłaszcza, że problem dotyczy już nie tylko najbiedniejszych, ale i klas średnich. Strategie są różne. Zalane chińskim kapitałem Vacouver wprowadziło 15% podatek od zakupu nieruchomości przez zagranicznych inwestorów. Amsterdam skupił się na walce z wynajmem apartamentów, a mieszkańcy Boooklynu założyli spółdzielnię (Crown Heights Tenant Union), która ma im pomóc stawić czoła właścicielom nieruchomości.

Jednym z proponowanych rozwiązań jest podatek od wartości gruntu, dzięki któremu wzrost cen wspierałby lokalną społeczność, a nie tylko inwestorów. Pomysł nie jest nowy. Propagował go Adam Smith i Milton Friedman, ale najczęściej kojarzony jest z Henrym Georgem, który w 1879 r przekonywał w książce „Progress and Poverty”, że ten rodzaj podatku powinien zastąpić wszystkie inne, umożliwiając swobodny rozwój pracy i kapitału. W przeciwieństwie podatku od nieruchomości, podatek od wartości gruntu zależy wprost od lokalizacji, a nie tego, co na nim stoi. Poprawa jakości otoczenia przynosi więc korzyści finansowe lokalnej społeczności. Rozwiązuje to podstawowy problem procesu gentryfikacji: gdy mieszkańcom uda się przeprowadzić jakiś atrakcyjne przedsięwzięcie, jak na przykład ogród miejski lub jakiemuś artyście uda się zmienić stary magazyn w interesującą galerię, wzrasta wartość okolicy, przyciągając inwestorów, a z czasem rugując to, co dało początek rozwojowi miejsca.

Podatek od gruntu penalizowałby także inwestorów, wykupujących ziemię wyłącznie w celach spekulacyjnych, bez intencji budowania na niej czegokolwiek

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.

Najpopularniejsze teksty

Kiedy przyjdzie kolej na wodór

Energetyka wiatrowa wkracza do miast

Trump klimatu nie popsuje