Według statystyk europejskich zaledwie 1,6% Hiszpanów traktuje rower jako podstawowy środek transportu. Dla niemal połowy rolę tę spełnia samochód. Stolica Andaluzji, Sewilla nie wypadała wcale lepiej na tym tle. Jeszcze niedawno na rowery przypadało tu 0,5% przejazdów po mieście. Tymczasem na ulicach tłoczyły się samochody, które z powodu sjesty musiały wozić pasażerów jeszcze częściej niż miastach północnej i środkowej Europy. Apele o ścieżki rowerowe długo pozostawały bez echa, aż w 2003 r. nastąpił przełom. Gdy po wyborach, zmieniły się władze miasta, okazało się, że znalazło się wśród nich dwóch zapalonych cyklistów. Trzy lata później publiczne sondaże wykazały, że aż 90% mieszkańców uważa, ze miasto potrzebuje właściwej infrastruktury rowerowej. Aby zadowolić elektorat, władze postanowiły zaszaleć i wybudować w 18 miesięcy, jakie pozostały do kolejnych wyborów 80 km ścieżek rowerowych. W dodatku Hiszpanie zdecydowali się na rozwiązanie, na które w wielu europejskich miastach (i to znacznie bardziej przychylnych rowerom) można tylko marzyć – całkowite odseparowanie nowych ścieżek rowerowych od pasów ruchu przeznaczonych dla samochodów.
Paradoksalnie kluczem do sukcesu było to, że nikt nie wierzył, że się uda. Wcześniej w Hiszpanii powstawało wiele takich planów, by następnie bezpiecznie spocząć na dnie szuflad. I tym razem wydział transportu (oddzielny od wydziału planowania) przespał czas na protesty i próbował zablokować budowę ścieżek, gdy już ona ruszyła.
Przeciwnicy alarmowali, że wydatki na infrastrukturę rowerową to marnowanie pieniędzy (skoro i tak nikt nie jeździ rowerami). Pojawił się też problem „odbierania” pasów pojazdom zmotoryzowanym. Jednak gdy tylko powstały ścieżki pojawili się na nich rowerzyści. Wkrótce w lokalnych sklepach zabrakło rowerów i trzeba je było sprowadzać z Madrytu, Barcelony czy zza granicy.
Nowe ścieżki są dość wąskie i biegną po jednej tylko stronie ulicy, co oznacza ruch dwukierunkowy (optymiści podkreślają, ze dzięki temu ludzie jadą wolniej i ostrożniej). Są przy tym oddzielone od jezdni barierkami i uniesione do poziomu chodnika, co nie tylko stanowi dodatkowe zabezpieczenie, ale i utrudnia ewentualne koncesje na rzecz samochodów. Obecnie na każde gospodarstwo domowe Sewilli przypada co najmniej jeden rower, a jedna trzecia ludności regularnie z niego korzysta. 80 km ścieżek rozrosło się do 180 km i wciąż przybywa nowych planów. Przy liczbie 700 tys. mieszkańców obecnie liczbę przejazdów rowerem szacuje się na 67 tys. dziennie, a ambicją miasta jest zwiększyć tę liczbę do 115 tys. dziennie.
Jeszcze nie dodano komentarza!