Dlaczego wciąż tak rzadko korzystamy z roweru poruszając się po mieście? Z lenistwa? Z niewygody? Nie największą przeszkodą jest brak infrastruktury, która zapewni rowerzystom bezpieczną i komfortową jazdę. W Londynie przez lata co jakiś czas ogłaszano rewolucyjny plan stworzenia bezkolizyjnych “autostrad” dla rowerów, ale kończyło się na zapowiedziach i robiących wrażenie futurystycznych wizualizacjach. Dopiero pandemia uświadomiła konieczność zrobienia radykalnych zmian w organizacji ruchu w mieście. By wiecznie zatłoczona światowa stolica finansów nie była tak uzależniona od metra i kolei podmiejskich władze ogłosiły „Streetspace for London”, ambitny projekt zwiększenia przestrzeni dla pieszych i rowerzystów. Ale mieszkańcom, którzy do tej pory w walce o nowe trasy rowerowe byli dość pasywni, to nie wystarczało. Szczególnie kiedy zaczęła się pandemia. To dzięki ich głosom ,dwa lata temu ogłoszono plan utworzenia aż 114 „stref o małym natężeniu ruchu” (LTN). W efekcie to, co jeszcze niedawno było zagraniczną innowacją wprowadzoną na próbę w kilku dzielnicach, z dnia na dzień stało się podstawowym postulatem, mającym rozwiązać problem mobilności stolicy Londynu. Ostatecznie tak dobrze się przyjęły, ze zadecydowano o stworzeni 200 takich stref.
LTN to kwartały ulic, na których ruch kołowy jest ograniczony, przez zamkniecie ich częściowo dla aut, dzielenie tej przestrzeni z pieszymi oraz wprowadzenie dużych limitów prędkości dla samochodów należących do mieszkańców. W 2015 roku takie rozwiązanie wprowadzono na przykład w Waltham Forest, tworząc tam strefę przyjazną dla rowerzystów i pieszych nawiązująca do holenderskich woonerfów i nazwaną zresztą „Mini-Holland”. Na inną większą wersję woonerfów nazywanych superkwartałami zdecydowała się Barcelona. Nim zaczęła się epidemia stref LTN w Londynie funkcjonowało kilka, ale prawdziwe zainteresowanie nimi wybuchło dopiero gdy zaczął się lockdown. Wraz z ograniczeniem ruchu kołowego niektóre strefy miasta w naturalny sposób zaczęły przypominać woonerfy. I tak się to spodobało części mieszkańców, że wspierani przez miasto lokalne rady oraz aktywistów zaczęli pracować nad wdrożeniem dzielnic o małym natężeniu (LTN) w Londynie na dużo bardziej masową skalę.
Oczywiście plany zamknięcia części ulic dla samochodów wzbudziły protesty kierowców. Ale nie tych, którzy mieszkają w obrębie potencjalnych stref LTN, bo ci dalej mogliby z korzystać z ulic (dzieląc je z pieszymi czy rowerzystami). Protestują kierowcy, którzy dzięki mapom Google do tej pory wykorzystywali te lokalne ulice do robienia sobie skrótów albo omijania zatkanych arterii Londynu. Dobrym przykładem jest Lambeth, gdzie zgodnie ze statystykami zebranym przez tamtejszą radę gminną, większość mieszkańców nie posiada samochodu, a ma za to w domu przynajmniej jeden rower. W efekcie większość ruchu samochodowego w gminie (i wynikająca z tego pogarszająca się jakość powietrza, która jest jedną z najgorszych w mieście) generują przejeżdżający tamtędy kierowcy w kierunku centralnego Londynu.
Jeszcze nie dodano komentarza!