Jednym z kluczowych postulatów zrównoważonego urbanizmu jest bardziej zróżnicowany rozwój dzielnic położonych perferyjnie wobec centrów. Chodzi o tworzenie tam zarówno zaplecza usługowo-komercyjnego, jak i miejsc pracy, tak aby mieszkańcy metropolii nie musieli ciągle nawiedzać zatłoczonych i zakorkowanych śródmieści, a wiele ważnych życiowo spraw i potrzeb mogli zaspokoić wewnątrz własnych dzielnic. Pandemia się do tego przyczyniła.
Na tej idei bazuje m.in. nowa paryska koncepcja tzw. 15-minutowych dzielnic, ale także przedstawiona już kilka lat temu strategia rozwoju Helsinek, gdzie w dzielnicach rozkwitać mają centra lokalne, na poziomie miast połączone w swoistą sieć przy pomocy sprawnego transportu publicznego. Koncepcja centrów lokalnych testowana jest nawet w Warszawie, gdzie stolica inwestuje w lepsze zagospodarowanie najbardziej atrakcyjnych miejsc w poszczególnych dzielnicach. Mogą to być place, skwery, ciągi handlowe, które mają stać się bardziej użyteczne dla mieszkańców. Wszystko to spowodowała lansowana m.in. przez Genslera koncepcja miast policentrycznych, która ma być odpowiedzią na wcześniejszą rzeczywistość, gdzie mieszkanie, czas wolny i praca odbywały się w różnych miejscach, przyczyniając się do tworzenia miejskiej monokultury (gdzie np. tworzą się dzielnice stricte mieszkaniowe lub biurowe, a na zakupy jedzie się do zagłębi handlowych). Wymusza to ciągłe przemieszczanie się, przynosząc ogromne korki i smog oraz sprawia, że poszczególne części miasta są słabo wykorzystane i żyją tylko cykliczne – centra biurowe po południu stają się martwą strefą, a centra handlowe zamierają w niedzielę.
Jaką zmianę w tej kwestii „używania” miasta przyniosła obecna epidemia, nikomu tłumaczyć nie trzeba. Najbardziej drastyczne zmiany przynosi rzecz jasna lockdown, który zabija większość wielkomiejskich rekreacji. To jednak skrajność. Ale wystarczy wprowadzenie pracy zdalnej przynajmniej parę razy w tygodniu i już mieszkańcy tracą potrzebę jazdy do centrum, albo przecinania go w drodze do biurowego zagłębia. Wówczas ich życie zaczyna się toczyć na znacznie mniejszym i bliższym domu skrawku miasta. Najbardziej widać to w przypadku metropolii amerykańskich, gdzie strefowanie było zawsze najbardziej widoczne i gdzie dziś najlepiej dostrzegalna jest przenikanie się funkcji, zwłaszcza na przedmieściach.
Amerykanie w czasie epidemii przede wszystkim dostrzegają ogromne zagrożenie dla zagłębi biurowych, a przede wszystkim całkiem opustoszałych centrów handlowych oraz dalszą ewolucję podmiejskich węzłów komunikacyjnych budowanych w ramach strategii nakierowanej na rozwój efektywnego transportu publicznego, czyli tzw. Transit Oriented Development (TOD). Robyn Brown, zastępca dyrektora w IBI Group, firmie świadczącej usługi rozwoju obszarów miejskich zwraca uwagę, że tradycyjny wzorzec polegający na tym, że ludzie dojeżdżają z przedmieść do miast może zanikać. „Wcześniej obserwowany dwukierunkowy model podróży z podmiejskiego TOD do centrum miasta przestanie być modelem dominującym. Zwiększając swoje zaplecze biurowe i usługowe TODy mogą przestać być tylko transportowymi hubami, wokół których ludzie mieszkają, ale wciąż traktują je jako stację przesiadkową w drodze do centrum. Mają szansę stać się miejscami docelowymi.”, w rozmowie z serwisem FastCompany mówi Robyn Brown, przekonując że obecna sytuacja zmieni sposób myślenia o projektowaniu tego typów lokalnych centrach ruchu.
Niektóre TODy już teraz starają się tworzyć swoiste mini dzielnice, z bardziej zrównoważoną mieszanką mieszkaniowo-usługową, gdzie mieszkają ludzie nie używający samochodów. „To było zawsze marzenie TOD, abyśmy mogli uzyskać prawdziwą mieszankę zastosowań, która przyniesie korzyści ludziom o różnych dochodach, a także zróżnicowanym kulturowo oraz rasowo.” mówi Drew Williams -Clark, dyrektor zarządzający w Centre for Neighborhood Technology w Chicago.
Coraz więcej osób wierzy w to, że zmiany wzorców zachowań jakie wymusza pandemia – przede wszystkim praca zdalna i życie znacznie bliższe miejsca zamieszkania – spowoduje, że węzły tranzytowe stopniowo będą przekształcać się dzielnice całodobowe. Już dziś mówi się, że coraz bardziej przypominają europejski urbanizm. Poza samą funkcjonalnością ich ogromną zaletą są rzecz jasna znacznie bardziej dostępne mieszkania i niższe czynsze niż w centrach miast. Niewykluczone jednak, że i tu zawita gentryfikacja.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!