Prawie sto lat temu, stolica Szwecji stojąc w obliczu kryzysu mieszkaniowego zbudowała „Barnrikehus”, czyli kamienice dla rodzin o niskich dochodach. Wówczas niepozorne, dziś te mieszkania są jednymi z bardziej poszukiwanych nieruchomości w mieście. Dlaczego projekty mieszkaniowe w Sztokholmie z lat 30. XX wieku cieszą się taką popularnością? Siłą tych prostych, modernistycznych budynków z pewnością jest połączenie wygodnej lokalizacji z podmiejskim spokojem. Z jednej strony łatwo się stąd dostać się do centrum miasta, z drugiej pastelowe kamienice usytuowane oferują możliwość w cichej okolicy z widokiem na zielone podwórka i zadrzewione aleje.
Same mieszkania raczej są skromne. Rzadko posiadają więcej niż dwie sypialnie, ale w dobie mody na minimalizm dla samotnych Szwedów może stanowić to dodatkowy atut. Zupełnie inaczej przeprowadzkę do Barnrikehus traktowali pierwsi lokatorzy tych budynków w latach 30′. Wówczas uważane było one za symbol biedy, bo nie mieszkali w nich single czy pary jak dziś, ale gnieździć tu musiały się wielodzietne i wielopokoleniowe rodziny, liczące po 8-10. osób. Stąd wzięła się też ich nazwa – Barnrikehus, czyli „domy bogate w dzieci”. Były one ważne z jeszcze innego powodu, tu narodził się model szwedzkiego państwa opiekuńczego i socjaldemokratyczne marzenia o dobrobycie dla wszystkich. W latach trzydziestych dotknięta kryzysem, biedna Szwecja miała jeden z najniższych wskaźników urodzeń w Europie. Ciężkie czasy, fatalne warunki mieszkaniowe oraz brak placówek, które mogły opiekować się dziećmi kiedy oboje rodzice pracują, zniechęcały do posiadania dzieci. Sztokholm był przeludniony i zamknięty w granicach tego, co lekceważąco nazywano wówczas „kamiennym miastem” – gęstych dzielnic, gdzie robotnicy i biedota mieszkała w ponurych, pozbawionych światła kamienicach, nazywanych „barakami”. Do tego rodziny wielodzietne były często odrzucane jako zbyt skomplikowani najemcy.
Odpowiedzią na ten kryzys mieszkaniowy była właśnie budowa Barnrikehus. Prosta modernistyczna estetyka, dużo przestrzeni między budynkami oraz otaczająca je zieleń miały być przeciwieństwem do stłoczonych kamienic w centrum “kamiennego miasta”. Zespoły nowych budynków wyposażone były w centralne ogrzewanie, toalety i ciepłą wodę, oferowały pralnie, mnóstwo otaczającej je otwartej przestrzeni, a czasem także żłobek dla pracujących matek. Podczas gdy mieszkania mogły być budowane przez komunalne przedsiębiorstwa mieszkaniowe lub przez prywatnych deweloperów, gmina dotowała czynsze.
Aby zwiększyć przyrost naturalny, obniżono koszty na każde dziecko w rodzinie. To sprawiało, że ich czynsze spadały, im więcej dzieci posiadała rodzina. To szybko doprowadziło do ich przeludnienia (powierzchnia wzorcowego mieszkania wynosiła około 40 metrów, w efekcie część dzieci musiało spać w kuchni) i wypaczenia trochę idei życia w lepszych warunkach. Ale dalej były one bardzo atrakcyjnym miejscem do mieszkania w porównaniu z “tanimi barakami” w centrum Sztokholmu. Po za tym okazały się punktem zwrotnym w historii komunalnego budownictwa o wyższym standardzie w latach 50’ (ABC City) i 60’ (Million Program). Ogromna podaż nowych mieszkań oraz to, że dzieci wychowane w Barnrikehus wstydziły się swojej przeludnionej okolicy sprawiły, że w połowie wieku osiedla zaczęły być opuszczane. Moda na Barnrikehus wróciła w ostatnich dwóch dekadach, kiedy problem wielodzietności w Szwecji się skończył, a znowu zrobił się deficyt tanich mieszkań. Dobrze zlokalizowane i zielone osiedla znów stały się bardzo atrakcyjnym i poszukiwanym adresem.
Jeszcze nie dodano komentarza!