Unieważnienie strefy niskiej emisji w hiszpańskiej stolicy to efekt niekorzystnego wyroku Sądu Najwyższego, który podważył prawomocność decyzji poprzednie rady miasta z 2018 roku. Obecne władze ratusza nie chcą jednak rezygnować z ograniczenia dla aut, a wszystko przekształciło się w walkę polityczną z poprzednią ekipą.
Dla przypomnienia, strefa wprowadzona w listopadzie 2018 roku obejmuje znaczną część miasta o powierzchni 2,9 km kw. Pojazdy benzynowe zarejestrowane przed 2000 r. i diesle zarejestrowane przed 2008 r. zostały objęte zakazem poruszania się w tym obszarze. Efekty widoczne stały się bardzo szybko. Według danych udostępnionych przez El Pais, w ciągu pierwszego miesiąca funkcjonowania strefy emisja tlenku azotu w centrum Madrytu spadła o 38 procent, a emisja dwutlenku węgla o 14,2 procent.
Madrycka Almandera – centralne dzielnice kształtem przypominające migdał (stąd nazwa)
Sama strefa szybko padła jednak ofiarą przemian politycznych w Madrycie. W wyborach samorządowych w czerwcu 2019 roku wybrano lewicową alkad, Manuelę Carmenę, a jej następcą został José Luis Martínez-Almeida z prawicowo-konserwatywnej Partii Ludowej. Nowa alkad szybko zaczęła zmagać się z dorobkiem poprzedniczki i już w lipcu zawiesiła działanie strefy niskiej emisji, do czego zobowiązała się w trakcie kampanii wyborczej. Po tygodniu jej decyzję zawiesił sąd, ale po odwołaniu ratusza strefa znów przestała działać w lipcu 2020 roku.
Dziś jej zwycięstwo jest definitywne, ale wygląda na to, że ostatecznie nowa władza wcale nie zamierza rezygnować z ograniczenia dla wjazdu aut do centrum. „Plan dotyczący stworzenia strefy niskiej emisji w Madrycie mógł być dobrym pomysłem, ale został wykonany w bardzo tandetny sposób”, tak decyzję sądu skomentowała zastępca alkada, Begona Villacis, zapowiadając że ratusz ma już plan na nową strefę, którą wkrótce ogłosi. Co więcej, Rada Miejska Madrytu wskazała, że pomimo orzeczenia sądu, obecna strefa pozostaje na swoim miejscu, a łamiący zakaz nadal podlegają karze grzywny w wysokości 90 euro.
Wygląda więc na to, że w Madrycie prowadzona jest raczej walka polityczna niż walka o jakość powietrza. Martínez-Almeida wcześniej stwierdził już zresztą, że „nie zamierza przyjąć ani jednej lekcji od lewicy w walce o jakość powietrza”.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!