Dlatego postanowiło ograniczyć liczbę lotów. To rzadki przypadek, że czołowe lotnisko Europy – dziś numer trzy – zamiast dobudowywać terminale i zwiększać przepustowość, chce ja ograniczać. Zmiany będą dostrzegalne na początku 2024 roku. Wówczas lotów będzie mniej niż przed pandemią.
Jest to decyzja nie samych władz lotniska Schiphol, ale rządu, a dokładnie ministra transportu. Władze Holandii, które są też głównym udziałowcem Royal Schiphol Group chcą połączyć sprzeczne interesy. Z jednej strony zależy im na tym, aby Amsterdam został jednym z głównych hubów lotniczych w Europie, a z drugiej ograniczać liczbę lotów jako szkodzących środowisku oraz człowiekowi. Jak wiadomo jednym z kluczowych punktów jest to, że samoloty na dużej wysokości wyrzucają nie tylko CO2, ale także tzw. smugi kondensacyjne (składające się z pary wodnej, która także jest silnym gazem cieplarnianym), czym znacznie przyczyniają się do efektu cieplarnianego.
Dziś Schiphol jest w stanie obsłużyć około pół miliona lotów rocznie. Plan władz lotniska przewidywał wzrost przepustowości do 540 tys., ale ostatecznie trzeba było wykonać krok wstecz. Od 2024 roku ma być ich 440 tys. Najbardziej oczekiwane jest zmniejszenie lotów krótkodystansowych do dużych stolic europejskich, takich jak Bruksela, Londyn czy Paryż, gdzie środek transportu najłatwiej zamienić na kolej.
Rzeczywistość może być jednak zgoła odmienna. Pandemia przyniosła przede wszystkim spadek liczby lotów międzykontynentalnych, głównie do Azji (spadek od 32 proc. względem 2019 roku) oraz Ameryki Południowej (spadek o 21 proc.). W tym samym czasie loty wewnątrz Europy zmniejszyły się o 11 proc. W ciągu kolejnych dwóch lat trasy długodystansowe będą z pewnością odbudowywać ruch. Zwłaszcza do Chin, gdzie przez restrykcyjną politykę pandemiczną międzynarodowy ruch lotniczy spadł aż o 67 proc. Wówczas rzeczywiście może zabraknąć przepustowości dla tych europejskich.
/Fot: Franklin Heijnen//
Jeszcze nie dodano komentarza!