Czy darmowy lunch przekonuje pracowników do jazdy na rowerze i co trzeba zrobić, aby samochód porzucili na rzecz transportu publicznego, tłumaczy Mario Zamarripa, dyrektor ds. zrównoważonego rozwoju w ERGO Hestia, pierwszej w Polsce firmy ubezpieczeniowej, która zamiast samochodów zastępczych przyznawanych na czas naprawy auta wręcza rowery. I to na zawsze.
Green is Good: Namówiliście władze Sopotu i Gdańska, by linię autobusu 117 przedłużyć o kilka przystanków – do Waszych biur – a władze Sopotu dodatkowo przedłużyły linię trolejbusową 31, aż do ERGO Areny (przyp. – siedziba ERGO Hestii znajduje się w południowym Sopocie). To dość szczególne pomysły jak na firmy działające w Polsce. Zazwyczaj popierają one dojazdy pracowników transportem publicznym, ale nie przekłada się to na konkretne działania.
Mario Zamarripa: Wciąż jest trochę do zrobienia. Przykładowo, można pomyśleć o rozbudowaniu SKM, ale to skomplikowany temat. Dwa kilometry stąd jest stacja Sopot Wyścigi. Latem to całkiem przyjemny spacer, ale zimą jest już gorzej. Rzeczywiście poważnie podchodzimy do kwestii dojazdu naszych pracowników do biura. Dlatego właśnie wprowadziliśmy elastyczny czas rozpoczęcia dnia pracy – między 7.00 a 9.00 rano – by rozłożyć natężenie ruchu i unikać tłoku w autobusie. Innym wyzwaniem, ujawnionym podczas naszego badania na temat zrównoważonego transportu, okazała się częstotliwość kursowania komunikacji miejskiej. Dla pracowników to jedno z kluczowych kryteriów wyboru – czy wybiorę transport publiczny, czy wezmę samochód? Tu jednak mamy ograniczone pole działania, bo trudno coś zmienić, jeśli autobusy kursują co pół godziny i nie są punktualne. A powinny kursować co kilka minut.
Pokrywa się to z ostatnimi badaniami, jakie przeprowadzono w Warszawie w związku z podwyżkami cen biletów. Pytano: „co musiałoby się zmienić, aby mieszkańcy byli gotowi zapłacić więcej za przejazd?”. Najwięcej wskazań miało właśnie zwiększenie częstotliwości kursowania autobusów.
– To jest bardzo dobry kompromis. Może to trochę źle zabrzmi, ale pamiętajmy, że wątek środowiskowy związany z rezygnacją z auta na rzecz transportu publicznego na liście priorytetów poszczególnych osób bardzo często znajduje się na dalszym miejscu. Ma być szybko i wygodnie. No i oczywiście niezbyt drogo.
Mario Zamarripa, dyrektor ds. zrównoważonego rozwoju w ERGO Hestia
Sporo wysiłku wkładacie też w promowanie dojazdów rowerem. Z prowadzonych przez was statystyk dojazdów widać, że w sezonie aktywność rośnie, ale zimą też nie wygasa całkowicie.
– Mamy w ERGO Hestii grupę osób, które jeżdżą do pracy rowerem codziennie, bez względu na pogodę. Część z nich kilka miesięcy temu utworzyło u nas nawet tzw. ERGO Hestia Bike Team.
Są jakieś kryteria przystąpienia do niego, np. wymóg przejechania na rowerze określonej liczby kilometrów miesięcznie?
– Nie, to nieformalna struktura organizacyjna. Ci rowerzyści przede wszystkim promują dojeżdżanie do firmy rowerem. Pilnują też czy infrastruktura dobrze działa, np. czy niczego nie brakuje w naszych stacjach do naprawy rowerów i czy nie pojawiają się przeszkody dla rowerzystów. Na przykład takie, których mogliby nie zauważyć. Sami też aktywnie zachęcamy pracowników do jazdy rowerem, m.in. przez słynny już darmowy lunch, który zapewniamy rowerzystom w naszej kantynie w ramach benefitu oraz dla większości pracowników z Przedstawicielstw w Polsce.
Czyli jednak Milton Friedman się mylił… są darmowe lunche!
– No, nie całkiem. W jazdę na rowerze też trzeba nieco fizycznego wysiłku włożyć (śmiech). To element naszej spójnej strategii promowania zrównoważonego transportu. Elastyczne godziny rozpoczęcia pracy, przedłużenie linii autobusowej, program dla rowerzystów – to wszystko powoduje, że do pracy samochodem nie dojeżdża 80 proc. osób, jak to zwykle bywa, tylko mniej.
Czyli macie dość stabilną grupę zapaleńców i większość, czyli tych, którzy przedkładają wygodę własnego samochodu. Czy jednak powiększa się liczba ludzi, którzy zaczynają jeździć rowerem także po sezonie?
– Różnie. To jest powiązane z wątkiem dotyczącym różnorodności. Nasz najmłodszy pracownik ma 19 lat, a najstarszy 69 lat, mamy więc w firmie 3 pokolenia. I choć nie ma prostej korelacji między metryką, a sposobem dojeżdżania do biura, to wierzę, że dołączający do nas młodzi ludzie powiększą grono rowerzystów.
Starając się o lepszy transport publiczny dla pracowników ERGO Hestia przekonała samorządy do wydłużenia linii autobusów i zyskała też dodatkowy przystanek trolejbusowy
Rozmawiamy o inicjatywach, które może podjąć właściwie każda firma. Wy jednak działacie w dość specyficznym sektorze finansowym, który co do zasady nie zostawia po sobie znaczącego śladu środowiskowego. Tu ludzie pracują przy biurkach, co najwyżej podkręcą klimatyzację albo wydrukują kilka stron za dużo. Nie obciążacie jednak świata jakimś wielkim poborem mocy czy odpadami poprodukcyjnymi. A mimo to właśnie sektor finansowy stał się liderem ekologizacji. Przynajmniej na poziomie deklaracji bardzo się tym wszystkim przejmujecie, chociaż inni mają znacznie więcej do zrobienia. Z czego to wynika? Wam po prostu łatwiej jest być ekologicznymi? Czy to może kwestia ludzi – mieszkańców dużych miast, lepiej wykształconych „białych kołnierzyków”, bardziej świadomych wyzwań środowiskowych?
– Trzeba na to spojrzeć z kilku perspektyw. Z jednej strony zgadzam się, że gdy chodzi obciążenia środowiska i emisyjności nawet w połowie nie jesteśmy tak „źli”, jak np. firmy produkcyjne. Ale też pracujemy z przedsiębiorstwami z przeróżnych branż. Dla nas jako ubezpieczyciela cały wątek ryzyka klimatycznego jest bardzo ważny również biznesowo. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, płacimy szkody z tytułu pożarów, suszy, deszczy, huraganów, czyli wszystkich zdarzeń, na które wpływ mają zmiany klimatyczne.
Druga sprawa to rosnące wymagania regulacyjne, ale także rynkowe, związane z wpływem firm na środowisko. To jest proces, który będzie trwał przez pewien czas, zmuszając firmy do zielonej transformacji, czyli z wysokoemisyjnej gospodarki do niskoemisyjnej gospodarki. A za nią pójdzie dostosowanie produktów, linii produkcyjnych, itp. Trzeba będzie zmieniać opakowania, stosować inne surowce, źródła energii i podejmować wiele innych działań, z którymi wiąże się coś, co nazywamy ryzykiem transformacji. Nasi klienci będą musieli się zmienić, a my siłą rzeczy będziemy im w tym towarzyszyć.
Ale takie usytuowanie w gospodarce sprawia, że realnie jako firma macie ograniczone pole zmian w waszej działalności. Możecie zachęcać ludzi do jazdy na rowerze, ograniczyć zużycie papieru, kupić zieloną energię do zasilania biura, czy nawet zamontować panele słoneczne na dachu. Ale co więcej?
– Z naszej perspektywy wygląda to nieco inaczej. W obszarze środowiskowo-klimatycznym nasze działania można podzielić na trzy filary. O czym rozmawialiśmy i o czym pan mówi, to nasza działalność tu i teraz, w biurze jako podmiot gospodarczy. Pod tym względem nasz ślad środowiskowy rzeczywiście jest mniejszy, a pole działania ograniczone. Dwa zasadnicze filary wiążą się jednak z naszym bezpośrednim biznesem, czyli z jednej strony portfelem ubezpieczeniowym, a z drugiej z inwestycjami. Mamy ponad 3 mln klientów indywidualnych i korporacyjnych.
Dla wyobrażenia skali powiem, że składka przypisana brutto w ERGO Hestii za ubiegły rok sięgnęła 7,9 mld zł, a portfel inwestycyjny jest niemal dwa razy większy, bo sięga 15 mld zł. I cały nacisk ze strony regulatorów, ale także społeczeństwa, jest kierowany właśnie na te dwa filary. Tu lokują się oczekiwania wobec firm sektora finansowego. Jeżeli chodzi o portfolio ubezpieczeniowe, musimy dbać o to, żeby wspierać całą tę transformację w stronę gospodarki niskoemisyjnej. Nie możemy mieć bezpośredniego wpływu na działalność danej firmy. I jeżeli nie chce ona dostosować swoich linii produkcyjnych, to jest jej decyzja. My możemy powiedzieć: “jeżeli dokonacie proekologicznych zmian w konkretnych obszarach, to np. cena za ubezpieczenie będzie niższa”. I to prawda, bo wiemy, że jeśli tego nie zrobią, ryzyko ich działalności za chwilę będzie większe. To sytuacja logiczna i klarowna dla wszystkich.
Założony z inicjatywy ubezpieczyciele Park Hestii położony jest na granicy Gdańsk i Sopotu przy stadionie ERGO Arena
Bardziej złożona jest kwestia inwestycji. Po prostu musimy obserwować, w którego rodzaju spółki inwestujemy. Nie wymienię konkretnych firm, ale są branże siłą rzeczy mniej atrakcyjne, które np. bardzo niszczą środowisko. Ich należy unikać. Są też firmy dokonujące bardzo pozytywnych zmiany na rzecz klimatu, które należy wspierać. Ta działalność jest więc prowadzona z uwzględnieniem pewnych wartości, niemniej prowadząc inwestycje równocześnie musimy też dbać o stabilność firmy.
Wybory inwestycyjne z czynnikiem etyczno-ekologicznym w tle mają jednak raczej pośredni wpływ na biznes. Znacznie bardziej namacalny jest obszar produktowy, czyli to jak swoją ofertą ubezpieczeniową możecie zmieniać postawy klientów. Takim przykładem jest opcja, w której na czas naprawy uszkodzonego samochodu zamiast auta zastępczego oferujecie klientom rower – i to nie na parę dni, ale na zawsze. To jest całkowita zmiana myślenia. Samochód zastępczy wydaje się rozwiązaniem oczywistym, a tu pojawia się rzecz kompletnie nowa. Coś, co każdemu da do myślenia. Nawet jeśli wyśmieje taką propozycję.
– Nawet jeśli odbiorca naszej akcji nie zdecyduje się na wzięcie roweru, to przynajmniej będzie wiedział, że jest taka możliwość. Nie chce skorzystać – trudno. Ale zapamięta, opowie o tym znajomym i po jakimś czasie może pomyśli, że to nie jest zły pomysł. To takie realne wprowadzenie ESG w kluczowym procesie firmy ubezpieczeniowej, czyli likwidacji szkód. W zasadzie jesteśmy tu po to, żeby zapłacić klientowi za szkodę. Dokonanie w tym procesie zmiany, środowiskowej czy społecznej, nie jest łatwe. Trzeba też dodać, że to funkcjonuje dla grupy klientów, którzy na naprawę czekają ponad 7 dni. Dlaczego? Bo nie jesteśmy instytucją charytatywną i jak ktoś ma szkodę, która można naprawić w 1 dzień, to oferowanie roweru na zawsze byłoby dla nas zbyt kosztowne.
To jest też przykład ciekawej innowacji – usługa “Rower na zawsze” została przecież obsypana nagrodami. Nie boicie się, że konkurencja to podpatrzy i skopiuje? Z jednej strony stracilibyście unikatowość, ale w imię większego dobra.
– Bardzo bym chciał, żeby więcej firm wprowadziło „Rower na zawsze”. To się już zdarzyło np. w ramach naszej grupy ERGO, bo podobne rozwiązanie jest stosowane także w krajach bałtyckich. Gdyby ten model upowszechnił się w Polsce, to całkowicie zmieniłoby sposób myślenia klientów. Wzięcie roweru, kiedy samochód jest w warsztacie, stałoby się czymś naturalnym – tak, jak dziś samochód zastępczy.
Park Hestii zajmuje ponad 2 ha – posadzono tu prawie 60 tys. sztuk krzewów, bylin, traw i róż oraz dosadzono 100 drzew
W tej usłudze stworzyliście jeszcze inną opcję: zamiast samochodu zastępczego dostęp do ekologicznych taksówek. Czy to nadal funkcjonuje?
– Tak, ale skala jest mniejsza. Stawiamy na rowery, bo one pozwalają stale wpływać na otoczenie, a taksówka jest tylko rozwiązaniem tymczasowym. Jeśli ktoś weźmie rower, to zacznie na nim jeździć. Pojedzie kilka razy do pracy i okaże się, że jest szybciej niż stanie w korku. W ten sposób coś dobrego zrobimy na stałe.
To jest rodzaj prośrodowiskowej innowacji dla klienta indywidualnego, ale znaczna część waszego biznesu to firmy, których sposób myślenia też trzeba zmieniać.
– Tak, dla nich mamy np. produkt EKO Hestia, czyli ubezpieczenie OC za spowodowanie szkód środowiskowych. Gdy np. obok fabryki jest las, który spłonie przy okazji pożaru budynków, to powstaje konieczność zregenerowania tego obszaru. Dzięki ubezpieczeniu EKO Hestia my pokrywamy koszty takiej regeneracji. Dodatkowo mamy inne produkty prośrodowiskowe dla klientów korporacyjnych jak np. Klauzulę Zielonej Odbudowy, gwarancje środowiskowe oraz ubezpieczenie instalacji fotowoltaicznej.
W przypadku klientów korporacyjnych ubezpieczenie powinno wiązać się z racjonalną kalkulacją i rzeczywistą oceną ryzyka. To, że po pożarze będę musiał odbudować fabrykę, jest oczywiste. Pytanie jednak czy klienci poważnie rozważają opcję naprawy szkód, które nie dotknęły ich własności, ale otaczającego ją środowiska?
– Niestety, świadomość klientów wciąż jest mała. Klienci często nie wiedzą, że coś takiego jest potrzebne. Musimy ich przekonać, że szkoda nie dotyczy tylko ich działki i budynków, ale wszystkiego wokół nich. To największa bariera dla rozwoju tego produktu.
A czy to nie jest tak, że przedsiębiorcy myślą sobie: „Las się może i spali, ale czy ja za to zapłacę? Przecież sam jestem poszkodowany!”. Czy w ogóle istnieje świadomość ryzyka finansowego związanego ze szkodą środowiskową? „Wyleję coś do rzeki, zatruję ją, ale jaką mam perspektywę? A wtedy zaskarży mnie samorząd albo organizacja środowiskowa i może za ileś lat zapłacę jakąś karę?”. Wszystko to takie mało namacalne.
– Dotknął pan bardzo ważnego aspektu. W takich przypadkach właściciel terenu, np. samorząd, po prostu dogaduje się ze sprawcą szkody na jakąś kwotę, niekoniecznie odzwierciedlającą realną wartość straty. Tymczasem my w ramach ubezpieczenia EKO Hestia zatrudniamy specjalistów, którzy obliczają jakie są realne straty środowiskowe. Nasi eksperci biorą pod uwagę kluczowe elementy, takie jak czas czy środki potrzebne do rewitalizacji tego obszaru.
I dopiero wówczas zyskujemy realną wiedzę na temat wymaganych nakładów finansowych.
W ERGO Hestii jest grupa wytrwałych pracowników, którzy do biura pedałują nawet zimą
Rozumiem, że realna kwota może być istotnie wyższa, niż ta, na którą sprawca mógłby się umówić z poszkodowanym?
– Tak. Proszę zwrócić uwagę, że w pewien sposób działamy wówczas na niekorzyść własnego biznesu, ale na tym po prostu polega rzetelna wycena tego ubezpieczenia. Tak działa odpowiedzialność biznesu.
Z tego wynika, że klientem na taką polisę musi być już firma świadoma. Taka, która wie, że jeśli dokona jakiegoś spustoszenia środowiskowego, to będzie chciała rzeczywiście naprawić szkodę, a nie starać się wyślizgać tanim kosztem?
– Dokładnie. I przekonujemy klientów oraz brokerów ubezpieczeniowych, aby zwrócili na to uwagę. Bo jesteśmy świadomi, że straty są większe, niż nam się może wydawać. Z pewnością powinno to być ważne dla firm, które dbają o swoją reputację. Taka polisa jest bardzo dobrym rozwiązaniem w sytuacji, gdy szkoda środowiskowa rodzi kryzys wizerunkowy. Mając taki produkt, jak EKO Hestia, firma daje gwarancję, że rzetelnie naprawi to, co zostało zniszczone.
Drugi wasz prośrodowiskowy produkt to tzw. klauzula zielonej odbudowy, która powiększa wypłatę odszkodowania o koszty zastosowania rozwiązań ekologicznych.
– Tak, to jedyny taki produkt na rynku. Co do zasady jest tak, że materiały ekologiczne, które ktoś chciałby użyć np. przy odbudowie zakładu, są znacznie droższe. My wyrównujemy tę różnicę, dzięki czemu zniszczony obiekt po odbudowie będzie bardziej przyjazny środowisku niż pierwotnie.
To wydaje się bardziej przemawiać do przedsiębiorcy, niż szkody środowiskowe, które na końcu są jakimś rodzajem kary. Tutaj włącza się już bowiem myślenie, że ulepszę swój majątek i to mi się opłaca. Czy to sprawia, że ten produkt cieszy się większą popularnością?
– Powiem tak: jeszcze trochę drogi przed nami. Klienci wciąż zbyt rzadko mają świadomość istnienia tej możliwości.
Nie wiedzą, bo…?
– To jest jak z lodołamaczem. On zawsze ma trudną rolę, żeby przeciąć pierwszy lód. Wprowadzając te produkty na rynek jako pierwsi i jedyni, mamy do odegrania równie trudną rolę. Musimy wszystkim klientom i pośrednikom tłumaczyć, po co to jest i co zyskują. Przecież ta klauzula zielonej odbudowy jest darmowa. Za to nie pobieramy żadnej dodatkowej składki.
Rowerowi zapaleńcy tworzą ERGO Hestia Bike Team
To właściwie głupio nie brać…
– Rzeczywiście, dlatego głównie jest to kwestia edukowania klientów. Budowania świadomości, że takie rozwiązanie w ogóle istnieje. Są jednak też czynniki niesprzyjające wprowadzaniu tak pozytywnych zmian. Otóż w biznesie korporacyjnym bardzo często mamy do czynienia z czymś w rodzaju przetargu. Broker reprezentujący klienta szuka dla niego najlepszej oferty wśród towarzystw ubezpieczeniowych, mając dość sprecyzowane oczekiwania wobec produktu. Jeżeli jednym z nich nie jest klauzula zielonej odbudowy, to mimo jej darmowego charakteru nie jest ona uwzględniana jako wartość dodana, bo wszystkie porównywane ze sobą warunki przedstawiane przez ubezpieczycieli muszą być takie same. Dlatego jej istnienie czasami po prostu się pomija.
Ta wasza samotna walka przypomina kroplę drążącą skałę. Gdyby cała branża zaczęła wprowadzać zmiany, sytuacja byłaby diametralnie inna – sektor finansowy wielokrotnie już pokazywał, że działając spójnie potrafi niezwykle szybko zmieniać nawyki klientów. Myśli pan, że to będzie bardzo długa „praca u podstaw” i dopiero za jakieś 20 lat powie pan: „wreszcie osiągnęliśmy to, co chcieliśmy?”. A może nadejdzie moment krytyczny i gwałtowne przewartościowanie? I ludzie stwierdzą, że trzeba już działać całkiem inaczej.
– Myślę, że jesteśmy na etapie, w którym powinno nastąpić przyspieszenie. Bardzo dużą rolę odegrają w nim europejskie regulacje dotyczące ESG, które z roku na rok będą obejmować coraz więcej coraz mniejszych firm. Od 2026 roku raporty na temat działalności w tym obszarze będą przecież musiały przygotowywać także firmy małe, zatrudniające powyżej 10 pracowników. Za chwilę o każdej firmie będzie wiadomo, co robi w obszarze środowiskowym. Przez media ta informacja będzie trafiać szeroko do społeczeństwa, kształtując postawy klientów. Konsumenci będą wiedzieć, kto ile robi dla klimatu i dokonywać właściwych wyborów. Dla nich działanie z poszanowaniem środowiska to ważna rzecz. I to już nie tylko na poziomie deklaracji.
Materiał powstał we współpracy z ERGO Hestia
Jeszcze nie dodano komentarza!