Rodrigo Condeza był zapalonym turystą, który w szczególny sposób upodobał sobie Patagonię. Najbardziej lubił wracać do Dolina Cochamó, rozległego obszaru dziewiczej przyrody, położony w środkowym Chile niedaleko miejsca, w którym Andy łączą się z Oceanem Spokojnym. Dolina urzekła nie tylko jego, w latach 90’ zyskała sporą reputację wśród wspinaczy, ze względu na strome granitowe ściany wznoszące się nad dnem doliny. I to właśnie możliwość cieszenia się dalej tą nietkniętą przez ludzi przyrodą sprawiły, że ten lubiący samotne wędrówki turysta stał się aktywistą. A stało się to za sprawą Roberto Hagemanna, zamożnego chilijskiego przemysłowca, który od 2007 r. zaczął skupować ziemię po kawałku od mieszkających tu od pokoleń ponad 200 rodzin.
Hagemann fortunę zbił na górnictwie i nieruchomościach. Tu dostrzegł szansę w połączenie terenu w jedną działkę i postawienia elektrowni wodnej. W Chile i Argentynie działali już bogaci filantropii jak Doug i Kris Tompkins oraz wspierane przez nich organizacje, którzy blokowali tego rodzaju inwestycje wykupując strategiczne tereny. Znali Dolinę Cochamó, ale zakładali że złożenie tej połaci ziemi w jedną działkę jest zbyt skomplikowane. Hagemannowi zajęło to co prawda ponad dekadę, ale udało mu się scalić teren liczący ponad 100 tys. hektarów, prawie całkowicie otoczony parkami narodowymi. Condeza nie mógł się z tym pogodzić, bo oznaczałoby to nieodwracalne przekształcenie przyrodniczej enklawy, zbudowania tu całej sieci dróg, linii przesyłowych oraz obiektów wytwarzających energię elektryczną. Plan Hagemanna dotyczący zagospodarowania terenu zakłóciłby wrażliwy korytarz ekologiczny i w opinii ekologów zrujnowałby jedno z najdzikszych i nietkniętych działalnością człowieka miejsc w Ameryce Południowej. Dlatego Condeza założył organizację non-profit Puelo Patagonia, której celem stało się zatrzymanie budowy.
Aktywista zaczął walczyć o poparcie społeczne dla sprawy doliny, głośno sprzeciwiając się planom jej zagospodarowania. Równolegle wystąpił przeciwko Hagemannowi na drogę prawną, przekonując w sądzie że nie zapewnił on dla swojej inwestycji odpowiednich ocen środowiskowych. W 2017 r. chilijski sąd zgodził się z tą argumentacją, unieważniając plany Hagemanna dotyczące elektrowni. Milioner zmienił podejście i w 2018 roku wystawił ziemię na sprzedaż, ale zażądał za nią… 150 mln USD. Nie zgłosił się żaden nabywca, ale Puelo Patagonia zaproponowało obniżenie ceny. Po sześciu latach przepychanek Hagemann zszedł do 63 mln USD. Organizacja dostał dwa lata na zebranie kwoty, ale i tak ogłosiła swój sukces. W ciągu niecałych dwóch pierwszych miesięcy zebrała 15 mln USD, z których większość pieniędzy pochodziła tylko od dwóch darczyńców, zagranicznych fundacji Wyss oraz Freyja.
Puelo Patagonia nie obawia się o odzyskanie terenu, bo jeszcze nie uruchomiła zbiórki w Chile, która ma przynieść gro z tej kwoty. Liczy wręcz na nadwyżkę, z której 15 mln USD chce wykorzystać do budowy szlaków i zarządzania ruchem turystycznym w dolinie. W ten sposób Rodrigo Condeza, współpracujący z nim aktywności oraz darczyńcy ochronią korytarz ekologiczny, który umożliwia zwierzętom swobodne wędrowanie na długości przez prawie 7000 km przylegającej do niego dzikiej przyrody. A powstały w Dolinie Cochamó nowy park połączyłby inne istniejące już narodowe parki w Chile i Argentynie, leżące między jeziorami wokół Bariloche, a Ziemią Ognistą. W ten sposób powstanie pas chronionej przyrody rozciągający się na długości jak trasa z Warszawy do Barcelony.
Jeszcze nie dodano komentarza!