SoulCycle stał się największym fenomenem ćwiczącej Ameryki. Nie jest to nawet siłownia wyposażona w supernowoczesny sprzęt, ale zwykła hala ciasno zastawiona rzędami rowerów do ćwiczeń. I Amerykanie zabijają się o wstęp na 45-minutową sesję, która kosztuje niemało, bo 40 dolarów.
Innowacyjne w SoulCycle jest stworzenie kompletnego i bardzo efektywnego zestawu ćwiczeń, który robi się nie zsiadając z roweru – w trzy kwadranse spala się 700 kalorii. Wciąż pedałując, uczestnicy zmieniają pozycję i wykonują ćwiczenia.
Największą atrakcją jest atmosfera wytworzona w klubie. Głośna muzyka i bardzo przyjacielsko nastawieni instruktorzy integrują grupy i motywują je do wysiłku. Uczestnicy przekonują, że czują się tu jak na świetnej imprezie, gdzie zamiast tańczyć, kręcą pedałami. Dla nich to energia i zabawa w czystej postaci.
SoulCycle udało się stworzyć wspólnotę, do której dostać chcą się wszyscy (sporo tu też celebrytów). Ma więc powiew ekskluzywności, którą umacnia system zapisywania się. Na sesje w ciągu tygodnia można się rejestrować od południa w poniedziałek i Amerykanie chętnie zostawiają wszelkie inne zajęcia, aby zapisać się na dogodny termin.
Rosnąca popularność sprawia, że przedsięwzięcie rozrosło się niebywale. Jeszcze 10 lat temu SoulCycle było niewielkim studiem treningowym na Upper West Side w Nowym Jorku. Dziś ma już 62 sale w całych Stanach.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!