W Polsce nie dorobiliśmy się jeszcze zaplecza publicznych garaży, a na świecie stają się już passe. Dzieje się nawet w tak samochodowym kraju jak USA. W San Francisco regularnie wolnych jest połowa z 442 tys. miejsc parkingowych.
Rzetelną inwentaryzację miasto zrobiło dopiero sześć lat temu. Jak przekonują analitycy z miejskiego wydziału transportu, duże inwestycje w przestrzeń parkingową robiono przez lata, bo panowało przekonanie, że ciągle jej brakuje. Teraz władze San Francisco mają poczucie, że zbyt dużo miasta urzędnicy oddali samochodom. Zaczynają eliminować garaże, tworząc ścieżki rowerowe oraz parklety.
Przestrzeni do zagospodarowania jest dużo. Usunięcie 20 miejsc parkingowych powoduje, że z punktu widzenia mieszkańca-kierowcy potencjał do parkowania zmniejsza się o zaledwie 0,1 proc. w zasięgu krótkiego spaceru od domu.
Dla lepszego zarządzania tym co jest, San Francisco wdrożyło też pilotażowy projekt informacji o dostępnych miejscach parkingowych on-line, połączony z dynamiczną polityką cenową. Wiedza, gdzie są wolne miejsca powoduje, że czas spędzony na jego poszukiwaniu spadł o 43 proc. Jednocześnie skuteczne jest też podnoszenie opłat parkingowych w zależności od pory dnia oraz natężenia ruchu, tak aby zniechęcać do pakowania się w korki.
Nowoczesne San Francisco nie jest jedynym amerykańskim miastem pozbywającym się przestrzeni parkingowej. W staromodnej Filadelfii np. w ciągu ostatnich pięciu lat zlikwidowano 7 proc. publicznie dostępnej powierzchni garażowej.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!