Telefony komórkowe w rękach pieszych znalazły się na cenzurowanym. Używanie ich na pasach coraz częściej jest uznawane za przyczynę wzrostu wypadków, a w maju pojawiła się nawet informacja, że pojawią się mandaty za rozmowy na przejściu. Tymczasem naukowcy z University of Wisconsin-Milwaukee dowodzą, że to nowa miejska legenda.
Za oceanem sam wzrost wypadków z udziałem pieszych i rowerzystów jest zjawiskiem niepodważalnym – w ciągu sześciu lat zwiększył się o 30 proc. i jest najwyższy od dwóch dekad. Badania naukowców mają jednak dowodzić, że prawdziwa przyczyna leży znacznie głębiej – w samej strukturze miast.
Różnice pomiędzy najbezpieczniejszymi, a najbardziej ryzykownymi miejscami są aż pięciokrotne. Co istotne, brane nie były liczby wypadków liczonych per capita, ale na liczbę dokonanych podróży, co ma oddawać realność zagrożenia. Statystyki te pokazują także jak bardzo miasta się od siebie różnią pod względem doboru środków transportu (rozpiętość sięga od 5 do 15 proc. podróży dokonywanych na piechotę).
Widać też prawidłowość: statystycznie im więcej się chodzi, tym mniej wypadków. Taki Nowy Jork jest bowiem znacznie bardziej przystosowany i przyjazny pieszym, niż miasta Florydy. Zasada jest prosta – tam gdzie jest bezpiecznie, ludzie chcą chodzić.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!