Od września warszawscy uczniowie podstawówek i gimnazjów mogą jeździć środkami transportu publicznego za darmo, a rok wcześniej takie rozwiązanie dla uczących się w szkołach podstawowych przyjął Kraków. Przykład największych polskich metropolii inspiruje innych. Pod hasłem „Dzieciaki bez biletów” (#DzieciakiBezBiletów) mieszkańcy walczą o bezpłatny transport dla dzieci w swoich miastach.
Na początku roku Inicjatywa Polska w Łodzi zbierała podpisy pod projektem uchwały o darmowych przejazdach dla dzieci. Już w kwietniu ich inicjatywa została jednak odrzucona przez radnych. Podobny los spotkał analogiczną inicjatywę w Koszalinie oraz Gdyni.
Społecznicy się jednak nie poddają. W kwietniu zbierali podpisy w Bydgoszczy, później m.in. w Kielcach, a teraz zdobywają poparcie w Gdańsku – tutaj w projekt szczególnie zaangażowali się działacze ruchu Lepszy Gdańsk.
Z kolei w Poznaniu w radzie miasta toczy się dyskusja o wprowadzeniu darmowych przejazdów dla uczniów szkół podstawowych. Jest to projekt radnych Zjednoczonej Lewicy, który obiecała poprzeć współrządząca PO – samorządowcy z PO wcześniej byli przeciwni temu rozwiązaniu przekonując, że bardziej przydałyby się licealistom, którzy więcej jeżdżą po mieście do oddalonych szkół.
W każdym przypadku argumenty „za” są podobne: poza przesłankami czysto ekonomiczno-społecznymi, jest to przede wszystkim promowanie transportu publicznego i przyzwyczajanie do niego od dziecka, a to w przyszłości ma właśnie skutkować większą skłonnością do korzystania z komunikacji miejskiej. A przy tym wszystkim koszty takiej ulgi są ograniczone. W Warszawie projekt ten kosztuje budżet miasta 13 mln zł, czyli 1,5 proc. wpływów ze sprzedaży biletów autobusowych, które sięgają 820 mln zł.
Ja od dziecka korzystałem z transportu publicznego w Warszawie gdy był płatny dla najmłodszych. Czym jestem starszy i czym więcej korzystałem z rozwiązań w innych krajach, dostrzegam, że komunikacja miejska w WWA jest cały czas gorsza i coraz mniej mam ochotę z niej korzystać.
Nie wiem czy młodzież tak zafascynuje się komunikacją miejska z racji tego, że będzie bezpłatna i dzięki temu będą jeździli nią do końca swoich dni, tym bardziej że dzieci w wieku z podstawówki i tak mają pieniądze od rodziców, same nie zarabiają więc ich to i tak osobiście „nie boli”.
Przede wszystkim ZTM powinna mądrzej projektować rozwiązania komunikacyjne i usprawniać sam transport. Czyli żeby unikać „ułatwień” typu wyjście z metra i przesiadka do autobusu, gdzie po drodze są światła na których trzeba czekać 3 minuty, co jest czasem wystarczającym, że akurat ucieknie autobus w który celujemy. Wiem, że można wyjść niby wcześniej, ale wiadomo jak jest i lepiej byłoby jak by autobusy jeździły częściej i były bardziej punktualne.
Co do samych autobusów i ogólnie komunikacji – jak nie ma tablic elektronicznych, nie wiadomo czy dany autobus się spóźni, czy w ogóle będzie czy będzie następny … to jest duża zmora, po pierwsze powinny jeździć częściej i być punktualne, a jak nie to przydałyby się tablice informujące kiedy będzie następny. Lepiej na to wydać kasę.
Co do samych pojazdów, głównie autobusów w zimę – każdy pasażer jest w grubym ubraniu a do tego ludzie są w ścisku co wytwarza dodatkowe ciepło – po co więc dodatkowo grzać jak by wszyscy te kurtki zdejmowali i byli w samych podkoszulkach ? Jeżeli chodzi o komfort kierowcy, to powinien w kabinie mieć inną temperaturę a dla pasażerów inna temperatura. Czy to takie trudne.
W lato są inne sytuacje z którymi spotykałem się w tramwajach, gdzie kursowały nowe wówczas Swingi – rano kiedy słońce wschodzi i mocno grzeje a ludzie dodatkowo są ściśnięci w porannych godzinach szczytu, klimatyzacja chociaż jest, to wyłączona, natomiast wieczorem, kiedy w tramwajach jest luźno i chłodniej jest też na zewnątrz klima pracuje w najlepsze.
Takie niby detale, a jednak znacznie wpływają na jakość podróży.
Oprócz tego sami pasażerowie – do tej pory widzę, że panuje w większości zasada „wszyscy przy wyjściu”, a w środku luz, jak by nie można było wejść do środka, a wychodząc powiedzieć przepraszam – ludzie naprawdę na to reagują i wysiadają/ustępują przejścia. A tak robi się niepotrzebny ścisk i utrudnienia.
Zamiast wydawać kasę na populistyczne hasła, lepiej byłoby poprawić jakość komunikacji miejskiej i to rozpropagować – to by bardziej się przyczyniło do korzystania z niej i to za równo przez młodych jak i tych starszych. Więcej użytkowników to tańsze bilety, albo przynajmniej mniejsze dopłaty miasta do komunikacji miejskiej, które można przeznaczyć jaj jej rozwój czy usprawnienia.