Najbardziej dotknięte kryzysem amerykańskie miasta, np. Detroit, tak bardzo zbiedniały, że nie stać je na utrzymanie sygnalizacji świetlnej. W centrum zlikwidowano więc 20 świateł, które uznano za niepotrzebne. Rzeczywiście w mieście, które w drugiej połowie XX wieku przeżyło ogromne wyludnienie, okazały się zbędne. I nie tylko te: niemal połowa świateł jest tu niepotrzebna.
Do takiego wniosku doszli naukowcy z Wayne State University, których decyzja miasta zainspirowała do przeprowadzenia szerszego badania przydatności sygnalizacji świetlnej. Ich praca objęła 100 skrzyżowań. Analizując przepływ samochodów doszli do wniosku, że sygnalizacja w 45 miejscach jest zbędna. W niektórych miejscach podczas trzech cykli przejeżdżał tylko jeden pojazd. Ruch był więc tak mizerny, że w 21 punktach wystarczyłoby zainstalować znaki stop w dwóch kierunkach ruchu, a w 24 – w każdym z czterech kierunków. Po przełożeniu wyników na wszystkie 1.021 świateł rozstawionych w mieście okazało się, że 460 z nich jest zbędnych.
Dzięki temu miasto może zaoszczędzić rocznie ok. 3,7 mln dol. Poza tym ma się to przyczynić do upłynnienia ruchu, a nawet poprawienia bezpieczeństwa, bo według naukowców z Wayne State University brak sygnalizacji zwiększy ostrożność jeżdżących stałymi trasami.
Efektowne wyniki odnotowane w Dertroit to konsekwencja ogromnej depopulacji miasta, gdzie od 1950 do 2010 liczba mieszkańców spadła o 61 proc. Mają jednak wskazywać na szerszy i powszechny problem dotykający wszystkich miast, które stawiają światła i nie interesują się nimi. Nie sprawdzają czy liczba jeżdżących przez skrzyżowanie pojazdów uzasadnia ich utrzymywanie.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!