Władze w Pekinie zapowiedziały, że w 2060 roku ich kraj będzie neutralny pod względem emisji dwutlenku węgla. Taką obietnicę złożył sam przewodniczący Xi Jinping na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Nie znaczy to jednak, że poziom emisji CO2 we wciąż industrailizujących się Chinach zacznie spadać z dnia na dzień. Zgodnie z planem Xi Jinping całą dekadę musimy jeszcze poczekać na osiągnięcie szczytu zanieczyszczeń, który ma przypaść na rok 2030. Trzeba przy tym pamiętać, że Chiny to największy emitent na świecie, odpowiadający za 28 proc. globalnej produkcji gazów cieplarnianych.
Chociaż tak odległe obietnice z jasno określoną datą są o tyle dobre, że z biegiem czasu jest z czego rozliczać, a poza tym nadają pewną nieuchronność zdarzeń i działań. Nie wszyscy jednak wierzą w idealizm przewodniczącego Xi. Według części działaczy środowiskowych to zagrywka polityczna. Przywódca Chin pokazuje, że w tym względzie jest znacznie bardziej odpowiedzialnym graczem, niż jego główny antagonista, czyli prezydent USA – Donald Trump konsekwentnie bagatelizuje wyzwania klimatyczne.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!