Rzecz wiadoma, ale nieoczywista – ulice posiadające tę samą liczbę pasów wcale nie muszą mieć tej samej szerokości. W Polskich miastach buduje się drogi, których pas może zajmować od 2,5 do 3,5 metrów przestrzeni (w poprzek). Podobne różnice sięgające 40 proc. odnajdziemy na całym świecie.
Coraz więcej inżynierów ruchu dochodzi jednak do wniosku, że utrzymywanie szerokich arterii, szczególnie w ściśle zabudowanych rejonach miasta to anachronizm. Jest wśród nich amerykański urbanista Jeff Speck, który przekonuje, że pasy powinno się zwęzić z 12 do 10 stóp (ok. 3 metry). Argumentów “za” mu nie brakuje.
Podstawowa niedogodność polega na tym, że kierowcy będą musieli jeździć wolniej i ostrożniej. Tyle, że dziś w centrach miast to akurat rzecz pożądana. Szczególnie w takich krajach jak Polska, gdzie mało kto stosuje się do i tak liberalnych ograniczeń prędkości (standardem europejskim staje się 30 km/h, podczas gdy u nas dominuje ograniczenie na poziomie 50 km/h). Jeśli chodzi o kwestię bezpieczeństwa, dodatkowym aspektem jest automatyczne zmniejszenie długości przejść dla pieszych, co także zmniejsza ryzyko potrącenia.
Nie mniej ważne niż uspokojenie ruchu jest samo odzyskanie przestrzeni. Można ją przeznaczyć nie tylko na nowe chodniki i ścieżki dla pieszych i rowerzystów. Beneficjentami mogą być też sami kierowcy. Wolny pas jezdni można przeznaczyć na miejsce do parkowania – w takich miastach jak Warszawa, rzecz szczególnie pożądana.
Jeff Speck, w swoich pomysłach nie ogranicza się do zawężania jezdni. Amerykański urbanista uważa, że przestrzenią drogi powinno się gospodarować znacznie bardziej racjonalnie, nawet przez samo przestawianie pasów ruchu. Wszystko da się zrobić bez wielkich inwestycji, wyłącznie z użyciem farby:
PRZECZYTAJ TAKŻE: