Zaczęło się dość spontanicznie. Jeszce w marcu władze Berlina rozumiejąc, że konieczność utrzymania dystansu społecznego wynikającego pandemią utrudnia korzystanie z komunikacji miejskiej zaczęły wyznaczać tymczasowe ścieżki rowerowe. W dwa tygodnie stworzono 21,5 km
nowych tras. Kiedy życie w stolicy Niemiec zaczęło wracać do normy zaczęła się dyskusja, co dalej z nimi zrobić? Zlikwidować? Czy wręcz odwrotnie, powiększać, bo stały się popularne.
Na pewno ułatwiły poruszanie się po Berlinie rowerem. Najwięcej tras powstało w dwóch dzielnicach Friedrichshain-Kreuzberg i Charlottenburg stworzono ich aż jedenaście, 25 kolejnych zarejestrowano w dzielnicach leżących po z ścisłym centrum miasta. Ale opinie na temat tymczasowych ścieżek rowerowych są podzielone. Zbadać je postanowiła Sophia Becker, profesor Zrównoważonej Mobilności na Politechnice w Berlinie. I okazało się ze podejście do nich jest dość skrajne, gdy c część ankietowanych mówiła o tym, że „nowe ścieżki rowerowe stały się dla nich darem niebios”, inni odpowiadali, że „to jest dobre dla rowerzystów, ale dla ruchu w centrum miasta to katastrofa”.W ankiecie uczestniczył 1,6 tys. berlińczyków. Pytani o to, co zmieniły tymczasowe ścieżki odpowiadali, że „poprawiły bezpieczeństwo”, „upowszechniły jazdę rowerem” ale jednocześnie „zwiększyły korki”.
Na razie głównym argumentem podnoszonym prze polityków opowiadających się za ich utrzymaniem są liczby. Zgodnie z najnowszymi danymi przywoływanymi przez Tagesspiegel, z rowerowych tras w Berlinie korzystało ponad 2,3 miliona rowerzystów. To wzrost o 25 procent w porównaniu z rokiem poprzednim.
Jeszcze nie dodano komentarza!