Skip to main content

To, że elektryczne samochody mogą być nowym zagrożeniem dla pieszych wiadomo było już od chwili ich pojawienia się. Przechodnie przyzwyczajeni są do tego, że słyszą znacznie głośniejszy silnik spalinowy. Trudniej im zauważyć elektryka. Amerykańska National Highway Traffic Safety Administration oszacowała, że ciche auta elektryczne mają 19 proc. więcej szans na potrącenie, niż tradycyjne pojazdy.

Dlatego NHTSA przeforsowała, aby od 2019 roku każdy nowo wyprodukowany pojazd elektryczny i hybrydowy wytwarzał dźwięk słyszalny dla przechodniów oraz rowerzystów. Amerykanie nie sprecyzowali jak miałby brzmieć jedynie minimalny poziom jego natężenia. Co ważne, nowe auta hałasować będą musiały tylko przy prędkości do 30 km/h, bo przy szybszym poruszaniu się same koła wytwarzają dostatecznie słyszalny dźwięk. W ten sposób NHTSA liczy, że rocznie uniknie 2,4 tys. wypadków drogowych.

Paradoksalnie wychodzi więc na to, że ciszej będzie przy trasach niż wśród spokojnych miejskich uliczek. Już dziś pojawiają się głosy, że tego typu rozwiązania zaprzepaszczą korzyści z wyciszenia miasta jakie miały przynieść elektryczne auta. Tym bardziej, że poprawa bezpieczeństwa będzie symboliczna, bo szacowana przez NHTSA liczba wypadków spadnie tylko o 2 proc.
Wprowadzone przepisy traktują więc jako tymczasową protezę. Ludzie muszą się po prostu przyzwyczaić do tego, że auta już nie hałasują. Bardziej niż na słuchu powinni polegać na wzroku. Dlatego pojawiły się propozycje, aby wprowadzić model przejściowy: wymagany poziom hałasu z roku na rok obniżać, aż stanie się całkiem nieistotny.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.