Taki jest bilans sprzedaży aut na Wyspach Brytyjskich. Zaczęło się już w 2016 roku, kiedy to sprzedaż aut elektrycznych wzrosła o 37 proc., a jednocześnie popyt na samochody z silnikiem diesla spadł o 30 proc. W zeszłym roku dynamika nieco się spłaszczyła – 27 proc. wzrostu elektryków, a diesle spadły o 17 proc. – ale trend pozostaje mocny.
Co więcej, jeśli wziąć pod uwagę wszystkie auta zasilane paliwami alternatywnymi – tzw. AFV (alternatively-fuelled vehicle), do których należą także hybrydy i auta wodorowe – wzrost jest jeszcze większy i sięga niemal 35 proc. Matt Finch, analityk z Energy and Climate Intelligence Unit, przekonuje, że prawdziwe przyspieszenie jeszcze przed nami bo sprzedaż nie rośnie linearnie, ale wręcz geometrycznie.
Według niego boomu należy się spodziewać dopiero w przyszłym roku, kiedy to sprzedaż nowoczesnych pojazdów miałaby się potroić. Przy takim scenariuszu Finch wyznaczył maj 2019 roku jako miesiąc, w którym sprzedaż diesli będzie niższa niż samochodów z napędem alternatywnym.
Swoje przewidywania opierał nie tylko na szybko następujących zmianach preferencji kupujących i dopłatach rządowych do elektryków, ale także tym, że władze promując zmianę parku motoryzacyjnego, jednocześnie nakładają coraz większe obciążenia fiskalne na diesle.
W znacznym stopniu jest to pokłosie tzw. dieselgate, która zmieniła samą branżę motoryzacyjną. BMW za rok chce zacząć produkcję elektrycznych Mini, Volvo we wszystkich modelach wprowadzi silnik elektryczny, a autor całego skandalu, Volkswagen chce wydać 70 mld euro na przekształcenie się w producenta aut elektrycznych.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!