Skip to main content

W połowie lipca w Rzymie doszło do niecodziennego wydarzenia. W środku sezony, kiedy wieczne miasto przeżywa największe oblężenie, zamknięto jeden z najwspanialszych rzymskich zabytków – fontannę di Trevi. Powód? Zbyt wielka ilość turystów.

Jeszcze niedawno było nie do pomyślenia, by miasta miały się bronić przed turystami. Wszystko zmieniło masowa turystyka i pojawienie się amerykańskiego serwisu Airbnb z tanimi ofertami noclegów, wynajmowanych przez prywatnych właścicieli mieszkań i apartamentów. To uruchomiło całą falę skupowania mieszkań w co bardziej atrakcyjnych pod względem turystycznym miastach, z przeznaczeniem pod wynajem Airbnb. Efekt można było łatwo przewidzieć, ceny mieszkań (szczególnie ich wynajmu) poszybowały w tych miastach uderzając w zwykłych mieszkańców, którzy nie byli w stanie konkurować (finansowo) o nie z turystami. I nie chodziło tu o nadmorskie kurorty w rodzaju Cannes, Marbelli czy Sorento, ale o zwykłe miasta, takie jak Amsterdam, Barcelona, ​​Berlin. I dlatego dziesięć europejskich miast zwróciło się do Komisji Europejskiej o zapewnienie ochrony w starciu z amerykańską korporacją. Wśród tej dziesiątki nawet jest jeden reprezentant Polski – Kraków, oczywiście w tej grupie nie mogło zabraknąć wcześniej wspomnianego Amsterdamu, Barcelony i ​​Berlina, ponadto przyłączyć postanowił się Paryż, Monachium, Walencja i Wiedeń, Bordeaux i Bruksela.

Miasta poczuły się zagrożone opinią rzecznika generalnego Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości który stwierdził że zgodnie z prawem UE Airbnb należy uznać jedynie za „dostawcę informacji cyfrowej”, a nie tradycyjnego agenta nieruchomości. Opinia jest niewiążąca, ale gdyby ten status został potwierdzony przez ETS, to miasta straciłyby kluczowe narzędzie, pozwalające im regulować zasady wynajmu wakacyjnych nieruchomości oraz kontrolować działania Airbnb. Przykładowo Amsterdam walcząc ze sztucznym wzrostem cen nieruchomości przez kupowania ich pod wynajmem przez Airbnb wprowadził ograniczenia czasowe w ich udostępnianiu dla turystów. Właściciele tego rodzaju nieruchomości mogą je wynajmować przez nie dłużej niż 60 dni w roku.

Miasta tłumaczą się troską o swoich mieszkańców. Uważają, że są przede wszystkim miejscami do mieszkania i życia i nie chcą przekształcenia najatrakcyjniejszych dzielnic w masowe turystyczne resorty. Turystyka w zbyt wielkiej skali prowadzi do wzrostu cen, gentryfikacji miasta i utrudnia normalne funkcjonowanie jego mieszkańcom. Dlatego lokalne władze chcą mieć możliwość wprowadzenia własnych regulacji w zależności od lokalnej sytuacji.

Jeśli Airbnb zostałoby uznane jedynie za dostawcę informacji cyfrowej, miasta straciłyby dostęp do danych związanych z wynajmem nieruchomości, co utrudniłoby licencjonowanie wynajmujących, pobieranie od ich gości taksy turystycznej, czy zapobiegania naruszeniom lokalnych przepisów (na przykład związanych z maksymalnym czasem wynajmu). Przykładem może być Barcelona, która sukcesywnie nakłada grzywny na Airbnb (największą w wysokości 600 tys. euro) za brak dostarczenia wystarczającej ilości informacji, aby móc sprawdzić legalność wakacyjnego wynajmu mieszkań. Airbnb ugięło się i udostępniło dane. Jest obawa, że po korzystnym dla siebie orzeczeniu ETS-u nie musiałoby tego robić.

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.

Najpopularniejsze teksty

Miasta zielone – śródmiejskie farmy

4 firmy, które wyławiają CO2 z oceanu

Kiedy przyjdzie kolej na wodór

Energetyka wiatrowa wkracza do miast