Pomysły, aby elektromobilność przenieść z ulic na niebo i także samoloty wyposażyć w baterie pojawiły się już dawno. Jednym z odważnych jest start-up Wright Electric (WE), który zapowiadział, że w 2026 r. będzie mieć gotowy w pełni elektryczny samolot, a jego branżowy partner EasyJet do końca dekady chciałby wprowadzić do użycia taką maszynę. Na razie WE pracuje nad adaptowanym modelem BAe 146, który zabierze na pokład 100 pasażerów i pokona 740 kilometrów bez ładowania baterii oraz pierwszym flagowym samolotem Wright 1 na 186 miejsc, gdzie za partnera ma BEA Systems. Stawia na lżejsze akumulatory – których technologia na razie się rozwija – a zasięg starczyłby mu na krótkie podróże, z których regulatorzy chcą wyprzeć tradycyjne loty. W EasyJet – który ostrzy zęby na Wright 1 – już 540-kilometrowy zasięg wystarczy na obsługiwanie 20 proc. jego tras.
O tym, że poważna maszyna latająca zasilana bateriami nie jest pomysłem całkiem z powietrza świadczy także zaangażowanie NASA, które pracuje nad własnym modelem X-57 (na zdjęciu poniżej). Tak jak WE postawiło na modernizację starych modeli BAe 146, konstrukcja naukowców od badania kosmosu jest nowa – a właściwie zapożyczone od włoskiego Tecnam – a przez to znacznie lżejsza niż obecnych samolotów. To sprawia, że potrzebuje znacznie mniej energii do lotu.
Rzecz jasna oba projekty trudno porównać, bo X-57 to mały czteromiejscowy samolot, niemniej dla NASA ma być to nowe pole doświadczalne w dziedzinie awiacji. Agencja nieco odchodzi od ścisłego koncentrowania się na badaniach kosmicznych i 15 – 20 proc. swojego budżetu przeznaczy na projekty związane z ziemią, zwłaszcza z czystymi technologiami lotniczymi. Wydaje się, że to niewiele, ale NASA jest naprawdę bogatą firmą wydająca rocznie 22 mld dolarów, więc na przedsięwzięcia pozakosmiczne chce przeznaczyć około 3,7 miliarda
Wśród poważnych graczy kosmiczna agencja nie jest zresztą osamotniona. Większość firm nie chce za bardzo chwalić się swoim elektrycznymi projektami w obawie o niepotrzebne rozbudzanie oczekiwań. Z szeregu wyłamał się już Rolls-Royce, produkujący zarówno silniki dla Boeinga, jak i Airbusa, który we wrześniu 2021 roku wysłał w przestworza swój niewielki ACCEL (Accelerating the Electrification of Flight). Dla Brytyjczyków był to swoisty Tour-de-Force, pokazanie jak szybką maszynę elektryczną są w stanie wsyłać w powietrze. I się udało bo wyposażony w trzy silniki samolot osiągnął prędkość 622 km/h, niemal dwukrotnie bijąc dotychczasowy rekord (337 km/h).
Na tym jednak przygoda firmy z elektrycznym lataniem się nie kończy. Jak zapowiedział Rob Watson, dyrektor Rolls-Royce Electrical: „To nie tylko kwestia pobicia rekordu świata, ale także ważny krok w kierunku rozwoju technologii, które mogą odegrać fundamentalną rolę w umożliwieniu przejścia w kierunku gospodarkę niskoemisyjną. Rolls-Royce ma duże możliwości i będziemy w czołówce tego trendu”.
Jeszcze nie dodano komentarza!