Airbnb, które skutecznie napędza turystów do Amsterdamu, traktowane jest przez mieszkańców tego miasta z coraz bardziej mieszanymi uczuciami.
Z jednej strony sporo zarabiają na wynajmie: jeden na sześciu właścicieli domów udostępnia pokój za pośrednictwem firmy, ok. 22 tys. pokoi jest wynajmowanych co najmniej raz w roku, a średni dochód z tego źródła wynosi prawie 4 tys. euro rocznie. Z drugiej strony napływ turystów ma swoje koszty. Nie chodzi tylko o hałas i tłok na ulicach, ale o to, że masowy wynajem mieszkań ciągnie w górę i tak już niebotyczne ceny nieruchomości w stolicy Holandii.
W rezultacie z miasta wyprowadzają się rodziny z dziećmi, bo nie stać ich na mieszkanie. Lokalne firmy, które zajmowały się usługami dla mieszkańców zastępowane są biznesami, skupionymi na turystach. Zamiast osiedlowych sklepików pojawiają się kolejne wypożyczalnie rowerów. Problemowi próbują zaradzić władze miasta negocjując z Airbnb limity wynajmu (np. mieszkania nie powinny być wynajmowane dłużej niż przez 60 dni w ciągu roku i można je udostępniać maksymalnie 4 osobom naraz).
Inicjatywę wzięli w swoje ręce również sami mieszkańcy, tworząc alternatywną platformę „Fairbnb”. Serwis oferuje krótkie pobyty w myśl zasad zrównoważonego rozwoju: społeczność lokalna ma współuczestniczyć w procesie wynajmu oraz w zyskach, jakie on przynosi. Póki co szczegóły działania platformy nie są jeszcze znane. A ścisłej rzecz biorąc, jego twórcy czekają na zaangażowanie i kreatywność uczestników ruchu, stawiając pytania: jak wynajem mieszkań może służyć potrzebom lokalnym i jak zachęcać turystów, by zatrzymywali się tam, gdzie – zamiast zakłócać życie społeczności – będą ją wspierać?
Jeszcze nie dodano komentarza!