Sosnowiec chwali się, że jako pierwsze miasto w Polsce organizuje parkingi dla hulajnóg. Dobry pomysł na wprowadzenie ładu w nowej, elektrycznej mikromobilności. Pytanie tylko czy powinni za to płacić podatnicy.
W Sosnowcu wzięli się na sposób, bo w polskich przepisach nie istnieje coś takiego jak parking dedykowany dla hulajnóg. „Z braku prawnych rozwiązań zostały one wyznaczone jako koperty oznaczone znakami D18a z tabliczką „hulajnogi elektryczne”. Dzięki temu samochody nie będą mogły zastawiać tych miejsc. (..) Przy wszystkich zaletach hulajnóg elektrycznych, urządzenia tarasujące chodniki to problem, na który wszyscy zwracają uwagę.” wyjaśnia Rafał Siciński, Pełnomocnik ds. Polityki Rowerowej w Miejskim Zakładzie Usług Komunalnych w Sosnowcu.
Pomysł dobry, na naszym podwórku nowy, ale za to wprowadzony i sprawdzony za granicą. Przede wszystkim tam, gdzie elektryczne hulajnogi po raz pierwszy wyjechały na szerokie wody, czyli na zachodnim wybrzeżu USA. Pionierem były Seattle i Santa Monica, a szybko dołączyło do nich także Austin. Tam miejsca do parkowania powstają już od dwóch lat, ale wraz z tą inicjatywą równolegle pojawiły się pomysły na opodatkowanie firm wprowadzających na ulice „hulajnogi na minuty”. Biznes jest interesujący – o czym najlepiej świadczy wysyp kolejnych sieci – a prywatni inwestorzy świadcząc swoje usługi za darmo korzystają z infrastruktury, którą tworzy miasto. Stąd propozycja, aby takie firmy jak Lime czy Bird płaciły ustalony z góry ryczałt plus opłatę za każdą poszczególną hulajnogę – w Santa Monica zaproponowano rocznie 20 tys. dolarów plus 130 dolarów za każdą hulajnogę.
Pozostaje jeszcze kwestia samych użytkowników i skłonienia ich, aby hulajnogi pozostawiali na wyznaczonych miejscach parkingowych. W Santa Monica sięgnięto po najprostsze rozwiązanie – dodakowy system tarfy – znany z tzw. rowerów miejskich czwartej generacji, takich jak Krakowskie Wavelo, których nie trzeba dokować w stacjach rowerowych. Podobnie jak tu, również w przypadku hulajnogi za pozostawianie pojazdu poza „parkingiem” trzeba będzie dopłacić, ale gdy przyprowadzi się pojazd w wyznaczone miejsce, będzie jak z kaucją za butelkę i pieniądze zasilą konto wypożyczającego.
Są też bardziej technologiczne rozwiązania i nie mowa tu o GPS, ale zastosowaniu Augmented Reality, która wykorzystuje zainstalowane przy hulajnodze kamery do jej lokalizacji w terenie. Pozyskane obrazy porównuje z terenowymi mapami 3D znajdującymi się w bazie danych systemu i dzięki kluczowym punktom orientacyjnym precyzyjnie określa położenie hulajnogi w przestrzeni. Takie rozwiązanie proponowane przez amerykański startup Fantasmo można stosować także do rozwiązania drugiego kluczowego problemu jakim jest określenie, gdzie hulajnogi mogą się poruszać. Jeśli miałaby to być np. ścieżka rowerowa, to system zlokalizuje na niej jadącego, a gdy zjedzie on na pobocze, od razu wyśle sygnał ostrzegawczy. W ten sam sposób można limitować prędkość poruszania się na poszczególnych przestrzeniach – np. automatycznie spowalniać hulajnogę, gdy wjedzie na chodnik.
Pomysłów na lepszą adaptację do miejskich warunków jest więc wiele. Fundamentalną różnicą między miastami w USA a polskimi jest jednak ich umocowanie prawne. Za oceanem jeśli miasto chce wprowadzić nowe podatki od hulajnóg, to podejmuje taką uchwałę. W Polsce najpierw potrzebna byłaby specjalna ustawa nadająca samorządom takie prawa. Tyle że w naszych warunkach od lat nie daje się stworzyć spójnych przepisów osadzających nowy pojazd na miejskich drogach i chodnikach.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!