Autonomiczne samochody, które same będą sobie szoferem to oczywiste dobrodziejstwo cywilizacyjne. A jednak, jak przy każdym tego typu przełomowym koncepcie nie uda się uniknąć wątpliwości co do zagrożeń jakie mogą z sobą przynieść. Niekoniecznie zaoferują tyle relaksu ile mogłoby się wydawać, a przy tym trudno będzie im się uporać z ulicznymi korkami, na co wielu liczyło.
Pierwsza kwestia dotyczy czasu dojazdu do pracy. Obecnie prawie godzinę spędza się kręcąc kierownicą i dociskając pedały. Automat teoretycznie powinien zdjąć ten obowiązek z kierowcy i dać mu czas np. na poczytanie książki, a już w najgorszym razie przejrzenie gazety. Już dziś duzi producenci samochodów z Mercedesem na czele zastanawiają się jednak, jak wyposażać takie samojezdne auta. Czy więcej pluszu, wygody i przestrzeni do relaksu, czy raczej organizować ergonomiczne wnętrze, nadające się do pracy. Pracodawcy fundujący swoim pracownikom tego typu wóz mogą mieć przecież chrapkę na zagospodarowanie im tej ekstra godziny, którą zyskają w autonomicznych samochodach. W ujęciu rocznym dla nieźle płacącej firmy może to być przecież oszczędność rzędu kilkunastu tysięcy dolarów. W ten sposób zakup samochodu po paru latach sam by się sfinansował. Pewną prawidłowość widać w samolotach, gdzie wprowadzono WiFi. Póki wszyscy byli off-line, było trochę czasu na książkę lub nadrobienie zaległości w pracy. Teraz, coraz więcej ludzi pracuje tu jak w biurze, z nosem w ekranie.
Druga wątpliwość pojawiła się w związku ze sposobem jazdy, jaki będą preferować autopiloci. W dotychczasowych prezentacjach specjaliści z branży motoryzacyjnej podkreślali wagę synchronizacji jazdy samochodów kierowanych przez maszynę – ruch odbywałby się płynniej, nie byłoby niepotrzebnych przestojów (szczególnie przy kiepskiej pogodzie), a przez to korki malałyby. Tymczasem Scott Le Vine z Imperial College London przeprowadził badania z których wynika, że ślamazarność ostrożnych autopilotów może wręcz zwiększyć korki. “Proszę sobie wyobrazić jak startuje się na światłach, gdy z przodu stoi ogromna ciężarówka. Przyspieszanie na skrzyżowaniach, to jeden z kluczowych aspektów rozładowywania ruchu drogowego.” przekonuje autor badań, który przyjął że autonomiczne samochody ze względów na komfort jazdy oraz wymogów regulacyjnych będą musiały jeździć bardzo ostrożnie, ściśle trzymając się przepisów. Trochę tak jak pociągi. Le Vine opracował 16 scenariuszy przejeżdżania samochodów w zależności od stylu jazdy. Porównywał sprawność pokonywania skrzyżowania przez zwykłe samochody i miks w którym autonomiczne pojazdy stanowią 25 proc. floty. Jeśli miałyby styl jazdy podobny do pociągu podmiejskiego w ciągu godziny na światłach zostałoby nawet ponad jedna piąta wszystkich pojazdów. Jeszcze gorzej byłoby, gdyby samochody jeździłyby jak komfortowe, nowoczesne pociągi dalekobieżne – opóźnienie wynosiłoby od 18 do 53 proc.
Na obecnym etapie rozwoju autonomicznych pojazdów, takie wątpliwości mogą się rzecz jasna wydać przedwczesne. Nieznany jest nawet moment uruchomienia produkcji seryjnej takich aut, a tym bardziej ich rynkowego przyjęcia – na ile szybko się rozwinął. Szukanie dziury w całym ma jednak tę zaletę, że zabezpiecza ludzi przed większą ilością niespodzianek. Takie problemy można rozwiązać zanim samochód włączy się do ruchu.