/Fot: CEphoto//
Zaczyna się boom na jedzenie on-line. Chodzi oczywiście o sposób zamawiania posiłków z dostawą do domu. Na razie króluje telefon, serwisy internetowe takie chociażby działające w Polsce pyszne.pl czy pizza-portal.pl w ciągu kilku lat mają przejąć większość rynku. Do gry włączył się nawet największy potentat internetu: Google.
Miernikiem zmian jakie czekają rynek jest skala inwestycji. Na razie głównie na rynku amerykańskim. Jeszcze do 2013 roku była to całkowita nisza do której rocznie trafiało kilkadziesiąt milionów dolarów. Ogromy wystrzał nastąpił rok temu, kiedy inwestorzy w serwisach do zamawiania jedzenia ulokowali 600 mln dolarów. Szacunki na ten rok są jeszcze bardziej obiecujące: 1,2 mld dolarów.
Dotychczasowe niedoinwestowanie tego modelu biznesu skutkowało małym zasięgiem działania. Serwisy nie miały pieniędzy na szeroką kampanię reklamową i promocyjną. Pokazały to badania Morgan Stanley/AlphaWise, którzy próbowali się zorientować jak bardzo rozpoznawalny jest GrubHub, najważniejszy gracz tej branży, który działa już 11 lat. Jak się okazało w Nowym Jorku mateczniku zamówień do domu 55 proc. mieszkańców nawet nie miało pojęcia o jego istnieniu. Im dalej od Manhattanu tym gorzej – poza Nowym Jorkiem 80 proc. ludzi nic nie wie o jedzeniu on-line. Potencjał wzrostu jest więc spory, a wyznacznik to mocno technologiczna Korea Południowa, gdzie rynkowy lider Baedal Minjok chwali się penetracją rynku na poziomie 75 proc.
Skoro platformy są już gotowe do rozwoju usług, większość świeżego kapitału pójdzie na zwiększanie zasięgu ich działania – m.in. reklamę i marketing. Jak to funkcjonuje w praktyce widać już w Polsce, gdzie od dwóch lat ofensywę medialną prowadzą dwaj czołowi rynkowi gracze.
Na ile ważny to rynek pokazał niedawny zwrot Google’a, który nie zamierza poprzestać na pokazywaniu w wyszukiwarce z jakich serwisów do zamawiania jedzenia można skorzystać. W USA Google sam chce stać się platformą do zamawiania jedzenia (podobnie jak stał się już miejscem gdzie można zamawiać np. bilety lotnicze). Osobiście nie nawiązuje jednak współpracy z restauracjami i nie tworzy własnego systemu, ale raczej ekosystem: do współpracy zaprosił największe serwis już działające. On jest dla nich tylko furtką, która ma możliwość niebywałego poszerzenia skali działania.
Prognozowany podział rynku dostawy on-line i telefonicznej (dane z USA)