To zaskakujące, ale krajem, który najostrzej wziął się do walki z plastikowymi torbami jest Kenia. Po latach batalii i sporów sądowych, od końca sierpnia ich produkcja i sprzedaż jest zakazana. Za złamanie zakazu trzeba będzie zapłacić 38 tys. USD grzywny albo nawet trafić na cztery lata do więzienia. Kary wydają się drakońskie, biorąc pod uwagę, że przecież chodzi tylko o plastikową torbę. Ale to jest Afryka. Można się zżymać, ale egzekwowanie prawa nie jest tu prostą sprawą, a ostre kary mają często efekt odstraszający.
Problem z plastikowymi torebkami jest tu dużo większy, niż w krajach rozwiniętych. Wystarczy zejść trochę z głównych ulic Nairobi, a dość szybko trafi się na stosy foliowych toreb. Leżą wszędzie. Przy drogach, w kanałach, na plaży. Najgorsze jest, gdy trafiają do oceanu. Nie tylko go zaśmiecają, ale są zabójcze dla mieszkających tu żółwi, ptaków morskich, delfinów czy wielorybów. Zatykają im żołądki, a one umierają z głodu.
Mimo to zużycie plastikowych toreb na świecie ciągle rośnie, bo są lekkie, tanie i poręczne. W Afryce wykorzystywane są nie tylko do noszenia zakupów, ale w miejscach, gdzie nie ma dostępu do kanalizacji (czyli na większości terenów) służą jako „przenośne toalety„. Skalę zanieczyszczenia najlepiej obrazują liczby. Każdego miesiąca w kenijskich sklepach i supermarketach rozdawanych jest 100 milionów plastikowych toreb, a tylko połowa z nich ląduje na wysypiskach śmieci. Teraz nawet turyści przylatujący do Nairobi albo Mombasy będą musieli pozbyć się na lotnisku plastikowych toreb. Kenia nie jest pierwszym krajem, który wypowiada wojnę reklamówkom, ale jeszcze nikt nie zdecydował się na tak radykalne środki. W innych krajach plastikowe torby są zastępowane albo torbami biodegradowalnymi, albo obowiązkowymi opłatami dla konsumentów. W Polsce opłaty mają obowiązywać od 1 stycznia 2018 roku.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!