Skip to main content

Kuchnia indukcyjna wyposażona we własne baterie, ma być sposobem na tanie gotowanie. Tego typu urządzenia potrzebują dużo energii przez krótki czas. Akumulator może ją więc zgromadzić w momencie gdy prądu w sieci jest najwięcej i stawki są najniższe. Co więcej może też pełnić rolę domowego magazynu energii.

Charlie oraz Impulse, bo tak się nazywają nowe kuchenki na baterie są więc rozwiązaniem dostosowanym do nowych czasów, gdy produkcja prądu coraz bardziej zależy od warunków pogodowych – ilości słońca oraz wietrzności. To powoduje wysokie dobowe amplitudy produkcji, a co za tym idzie wachania cen. W świecie OZE najkorzystniej jest łapać prąd okazyjnie, gdy jest najtańszy. Do tego niezbędne są baterie. Zgromadzona w nich energia sprawia, że kuchenka także znacznie szybciej się uruchamia – piecyk w Charlie nagrzewa się cztery razy szybciej niż w tradycyjnej kuchni elektrycznej. I to bez ryzyka przeciążenia sieci, co jest niekiedy problemem dla bardziej niecierpliwych kucharzy. 

Urządzenie może działać też, gdy nastąpi przerwa w dostawie prądu. Bateria zapewnia energię na ugotowanie nawet pięciu posiłków, także w piekarniku. Sam Calisch, współzałożyciel Channing Street Copper Company, która jest autorem Charlie na pomysł wprowadzenia tego typu urządzenia wpadł, gdy zdał sobie sprawę, że aby zlikwidować emisję CO2 konieczna jest pełna elektryfikacja, także urządzeń domowych. Ważniejsze było jednak porzucenie myślenia o modelu według którego panelom fotowoltaicznym ma towarzyszyć jeden duży magazyn energii. Skoro jedną z kluczowych idei OZE jest decentralizacja jej produkcji, to dlaczego nie rozproszyć także systemu magazynowania. Każde domowe urządzenie może mieć swoją baterię.

Podobny sposób myślenia towarzyszył także Samowi D’Amico byłemu inżynierowie Facebooka, który w 2021 roku założył własny startup Impulse i także opracował kuchnię na baterie. W jej przypadku nie ma piekarnika, ale moc z jaką działa robi wrażenie: wodę w garnku zagotuje w czasie poniżej 40 sekund, podczas gdy zwykłe indukcje potrzebują na to 2,5 minuty, a na gazie trwa to 6 minut. D’Amico poszedł zresztą krok dalej i w swoim Impulse zainstalował falownik, który akumulatorowi pozwala także oddawać prąd do sieci. W ten sposób kuchenkę przekształcił w niewielki domowy magazyn energii o pojemności 3 KWh (standardowo dla domu o powierzchni 100 mkw. instaluje się centralny magazyn o pojemności 10 KWh). Nie jest to może bardzo dużo, ale jak wyliczył wystarczy że 6 proc. Amerykanów zainstaluje jego kuchenkę, aby zaspokoić krajowe zapotrzebowanie na rozproszone magazynowanie energii.

Obaj myślą już zresztą o kolejnych, podobnych urządzeniach. Sam Calisch chce wprowadzić wyposażony w baterię podgrzewa do wody, a Sam D’Amico myśli o zaopatrzeniu w nią piekarnika, lodówki, a nawet pralki. Jeśli zebrałoby się kilka tego typu urządzeń wyszedłby z tego pełnowymiarowym system do domowego magazynowania prądu. Sprawa nie jest rzecz jasna całkiem tania, ale się opłaca. Kuchenki Charlie z baterią o pojemności 5 KWh kosztują 6 tys. dolarów, a po odliczeniu ulg podatkowych 4,2 tys. dolarów. To około 17 tys. złotych. Magazyny energii także jednak nie są tanimi urządzeniami. Zakup takiego o pojemności 10 KWh w Polsce kosztuje około 30 – 40 tys. zł. Czyli mniej więcej tyle ile dwie kuchenki Charlie, które łącznie mają taką właśnie pojemność.      

/Fot: Impulse//

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.

Najpopularniejsze teksty

Miasta zielone – śródmiejskie farmy

4 firmy, które wyławiają CO2 z oceanu

Kiedy przyjdzie kolej na wodór

Energetyka wiatrowa wkracza do miast