Amerykanie lubią duże domy, a jednak to właśnie tu powstał Tiny House Movement (THM), ruch zrodzony przez kryzys nieruchomościowy, który propaguje małe, ale ustawne powierzchnie: od 10 do 30 m kw. Ogromną zaletą jest możliwość postawienia ich za własne oszczędności, bez konieczności zaciągania kredytu. Mikrodomami mogą być nawet domki letniskowe. Widząc całoroczne domy na polskich ogródkach działkowych, można przyjąć, że ten ruch – w drugim obiegu, w sposób niesformalizowany – rozwija się także na naszym gruncie.
Za oceanem zjawisko to rozwija się na tle niedoboru powierzchni mieszkaniowych, a jednocześnie pauperyzacji znaczniej części społeczeństwa – według Bankrate.com, trzech na czterech Amerykanów w ogóle nie odkłada oszczędności. Stąd wiele miast zaczyna koncentrować się na dostarczaniu tanich mieszkań, najczęściej tzw. mikroapartamentów, sięgając m.in. po prefabrykaty. To jednak głównie mieszkania na wynajem.
Tymczasem THM podtrzymuje tkwiącą w wielu mieszkańcach stanów potrzebę posiadania własnego lokum – to właśnie ona stała się podstawą fatalnego w skutkach boomu nieruchomościowego minionej dekady. W dzisiejszym wydaniu inwestycje robione są już jednak znacznie bardziej ostrożnie. Przede wszystkim bez istotnego, a czasem nawet jakiegokolwiek kredytowania. Średni koszt budowy mikrodomu to 20 – 50 tys. dolarów. Dlatego 68 proc. właścicieli małych posesji w ogóle nie jest zadłużonych w bankach.
Ruch THM idzie mocno pod prąd przywiązaniu do amerykańskiego stylu życia, gdzie wszystko było rozległe: zarówno preria, dom, jak i samochód. A jednak czasy się zmieniają, co pokazuje rozwój mikroapartamentów w dużych miastach, gdzie nawet brak jest miejsca na kuchnię. Dziś coraz modniejsze stają także mikrohotele. To zresztą nie tylko kwestia pogodzenia się z nowymi normami życia, na które “nas stać”. Dochodzi do tego jeszcze sprawa pokoleniowa.
Genracja Y jest wyjątkowo uspołeczniona. Znacznie mniej czasu spędzają w domu, a więcej w przestrzeni publicznej – dlatego w nowo budowanych apartamentowcach jest jej znacznie więcej niż kiedyś. Zmieniają się proporcje życia, zmienić mogą się też proporcje mieszkania. Dlatego THM nie jest zjawiskiem elitarystycznym, zarezerwowanym dla hipsterów, ale coraz bardziej masowych.
Z doświadczenia i nurtów społecznych płyną też ciekawe wnioski dla Polski. W naszej części Europy również panuje duże przywiązanie do posiadania nieruchomości, a dom to szczyt marzeń. Jednocześnie mamy podobny problem związany z tym, że znaczną część społeczeństwa, szczególnie młodych ludzi, nie stać na własne mieszkanie. Wsparcie tego typu inicjatyw wydaje się uzasadnione – w Ameryce stawiający mikrodomy mogą liczyć m.in. na uproszczoną procedurę budowlaną. Tym bardziej, że mamy sporo zasobów. Przede wszystkim metropolie w ciągu ostatnich dwóch dekad rozlały się szeroko i straciły na gęstości. Jest sporo wolnych gruntów (często należących do gmin) w obrębie miasta, nawet w samych centrach. Najlepszym przykładem są tzw. ogródki działkowe, z którymi nie potrafi sobie poradzić żadna władza. Już dziś na tych malutkich, 200 – 300 metrowych posesjach rosną małe domki. Jakiś ruch się już tworzy, lepiej mu pomóc, niż miałby działać poza prawem.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
LONDYN WYLĘGARNIĄ TANIEGO MIESZKALNICTWA | MIKRODOMKI PROSTO Z SZUFLANDII | MIESZKANIA NA MIARĘ MOŻLIWOŚCI MŁODYCH LUDZI |