Wzrost kosztów wynajmu czy zakupu mieszkań jest nie tylko uciążliwy dla mieszkańców. To jeden z największych problemów ekonomicznych miast, który pozbawia je ogromnej części potencjału rozwojowego. Analitycy z amerykańskiego National Bureau of Economic Research ocenili, że np. w ciągu minionego półwiecza ponad połowę wzrostu gospodarczego, jaki wypracował Nowy Jork, pochłonął wzrost cen nieruchomości.
Ekonomiści zwracają uwagę na sztuczność tego zjawiska. Dotyczy ona najbardziej popularnych miast świata, które przyciągają najbardziej zamożnych ludzi i firmy. Gdzie w wielu dzielnicach postępuje gentryfikacja. Richard Florida przytaczający te dane w swojej ostatniej książce The New Urban Crisis jako współwinne temu procesowi wskazuje same miasta. Jego zdaniem najpopularniejsze amerykańskie metropolie, jak San Francisco czy Nowy Jork same ograniczają podaż nowych mieszkań przez restrykcyjną politykę gruntową lub budowlaną – np. wprowadzone w San Francisco ograniczenie wysokości domów do trzech, czterech pięter.
Naukowcy z NBER wyliczyli, że jeśli usunąć tego typu przeszkody i każdego kto chce pracować w San Francisco stać byłoby na mieszkanie, potencjał zatrudnienia w mieście byłby pięciokrotnie większy. Jeszcze większy, bo ośmiokrotny wzrost przyniosłoby to w Nowym Jorku. Według badań przytoczonych przez Floridę na restrykcyjnej polityce mieszkaniowej USA rocznie tracą 9 proc. rocznego PKB.
Nauka ta dotyczy nie tylko największych i nie tylko amerykańskich miast. Obok wzrostu kosztów usług budowlanych problem dostępności, a co za tym idzie wzrostu cen gruntów, to jedna z przyczyn zwyżek cen nieruchomości w Polsce, które ostatnio są szczególnie dotkliwe. Na pierwszy problem miasta mają ograniczony wpływ, w przypadku drugiego mogą więcej.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!