Trend się odwrócił. Długi czas to stare kamienice i apartamentowce były zmieniane w hotele, a teraz jest całkiem na odwrót. Rzecz jasna to efekt pandemii, która jest szczególnie dotkliwa dla śródmiejskich hoteli.
Taki pomysły pojawiły się już na wiosnę, kiedy ceny pokoi zaczęto obniżać o 30 – 40 proc., a hotelarze mieli jasność, że ten sezon będzie stracony. Najszybciej działali Amerykanie: jednym z pierwszych projektów była konwersja Austin Suites Hotel, który inwestorzy przejęli w chwili, gdy świecił pustkami.
Niektórzy nie robili nawet wielkich inwestycji, ale raczej dostosowali przestrzeń hotelową do nowego modelu mieszkania. Tak zrobili m.in. w odciętym od świata Izraelu. Hotel Dave Gordon, a po nim butikowa sieć Brown Hotels, zamiast klasycznego najmu krótkoterminowego pokoje zaoferowali jako przestrzeń co-livingową. Każdy ma prywatny numer, ale jednocześnie może korzystać z całej hotelowej infrastruktury – łącznie z kuchnią – dostępnej dla wszystkich gości. Hotel Dave Gordon nastawił się przede wszystkim na młodych ludzi oraz studentów.
Podobne projekty wyroiły się na całym świecie, a minimum zmian stało się motywem przewodnim. Nie zawsze chodzi jednak o prostą zmianę w co-living, np. Baymont Inn and Suites w kanadyjskim Red Deer niemal połowę pokoi zaadaptował na mikroapartamenty i zaoferował je tym, którzy chcą mieszkać w ścisłym centrum miasta, a nie mają potrzeby wielkiej przestrzeni.
Przypadki zmian hoteli w apartamentowce można znaleźć także w Polsce. Najbardziej znane projekty – jak np. przebudowa bydgoskiego Hotelu Brda – to jednak jeszcze inicjatywy z czasów poprzedzających epidemię. Polski rynek śródmiejskiej turystyki i tak w znacznym stopniu opanowany jest jednak przez apartamenty na wynajem, a w ich przypadku znacząca konwersja nie jest konieczna. Wystarczy zdjąć ofertę z booking.com czy AirBnb i szukać klientów na najem długoterminowy.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!