Ochocianie, jedna z warszawskich lokalnych dzielnicowych grup miejskiego aktywu, w ramach przedwyborczych postulatów zaproponowała, aby diametralnie przebudować najważniejszy dla Ochoty plac Narutowicza. Tak, aby mniej było tam przejazdów dla samochodów, a więc więcej przestrzeni dla ludzi. Aby centrum dzielnicy nie oznaczało tylko węzła komunikacyjnego. Bardzo podobny plan rewitalizacji miejskich placów trzy lata temu wprowadzony został w Paryżu.
Nie jest to pierwsza w Warszawie propozycja przebudowy placu, aby stał się bardziej dostępnym dla ludzi. W ciągu ostatnich lat ratusz snuł wizję na temat zmiany układu i sposobu funkcjonowania kilku takich miejsc. Na Placu Konstytucji pojawiła się np. propozycja zrezygnowania z szerokiej zachodniej części ulicy Marszałkowskiej i przesunięcia przejazdu do Waryńskiego na wysokość torów. W ten sposób parkingowa wyspa pośrodku połączyłaby się z zachodnią pierzeją MDM. Podobne dyskusje trwały m.in. wokół tematu nowego zagospodarowania Placu Teatralnego czy zwężenia przestrzeni dla aut i wprowadzeniu zieleni na Placu Bankowym.
To były jednak tylko ogólne zamysły i prace koncepcyjne. Konkretne działania miasto podjęło za to w kierunku przebudowy Placu Małachowskiego oraz Placu Trzech Krzyży. W przypadku pierwszego z nich, w ramach konkursu architektonicznego w 2014 roku przyznano wyłącznie drugą nagrodę. Niemniej miasto zapewniło, że bazując na zebranych materiałach, po odpowiednich modyfikacjach rewitalizacja jednak ruszy. Ostatecznie nie osiągnięto porozumienia z obecną tu parafią ewangelicko-augsburską i nie zmieniło się nic.
Jeszcze dłuższa jest historia przebudowy placu Trzech Krzyży. Tutaj konkurs rozstrzygnięto już dawno: w 2010 roku wygrał go Janusz Klikowicz proponując zbudowanie wokół kościoła wielkiej wyspy ze szpalerami strzyżonych drzew. Pomijając, że z dzisiejszego punktu widzenia, kiedy raczej promuje się naturalną zieleń, to pomysł nieco anachroniczny, nie mniej całe przedsięwzięcie pozostało bez konsekwencji. Do dziś mamy szerokie ulice z bardzo niebezpiecznymi przejściami dla pieszych.
Zaległości w Warszawie są więc spore, a tymczasem pojawia się kolejna propozycja, tym razem społeczna. Ochocianie, podobnie jak w przypadku takich miejsc jak Plac Konstytucji czy Plac Trzech Krzyży, nie chcą, aby ich Plac Narutowicza był wyspą odciętą szerokimi arteriami (także w ciągu ostatnich lat tu trwały dyskusje i konsultacje na temat przebudowy – m.in. proponowano zagęszczenie zabudowy mieszkaniowej). Co gorsza, tutaj pośrodku mają jeszcze całkiem pokaźną pętlę tramwajową. Propozycje idą w kierunku lepszej integracji placu z centrum dzielnicy, zwiększenia jego użyteczności z punktu widzenia mieszkańców dzielnicy, no i rzecz jasna podniesienia jego estetyki.
„Chcemy, aby projekty wypracowane w trudnym i długim dialogu społeczności lokalnej z władzami, zostały wreszcie zrealizowane. Przebudujemy pl. Narutowicza zgodnie z wynikami konsultacji, w których mieszkańcy postulowali m.in.:
– wyprostowanie wschodniej jezdni ul. Grójeckiej;
– zmniejszenie pętli tramwajowej przy zachowaniu jej ważnej roli jako pętli awaryjnej i miejsca zawracania tramwajów zabytkowych;
– wygodne szerokie eleganckie chodniki;
– uzupełnienie nasadzeń drzew, krzewów i kwiatów;
– zakomponowanie atrakcyjnej krajobrazowo przestrzeni zielonej z elementami wodnymi (oczka, fontanny);
– lekkie kameralne pawilony kawiarniane wokół placu wzdłuż ul. Akademickiej;
– obustronne drogi dla rowerów”
Rewolucję wprowadziłaby już realizacja pierwszego punktu, bo cały plac zintegrowany zostałby z położoną na wschodzie pierzeją niewielkiej ul. Akademickiej, tworząc tym samym dużą przestrzeń publiczną. Jak na warszawskie warunki pomysł bardzo progresywny i rzecz jasna mocno krytykowany przez kierowców. Może jednak przynajmniej choć jeden z wielu kluczowych, stołecznych placów udałoby się przekształcić w miejsce dla ludzi. Wbrew oporom osób odpowiedzialnych za przepustowość miejskich ulic. Jako projekt referencyjny.
(Plac Republiki przed przebudową)
A to, że znaczące zmiany kończą się powodzeniem i mają ciąg dalszy najlepiej pokazuje przykład Paryża. Tutaj pierwszym miejscem poddanym poważnej przeróbce był Plac Republiki. Jeszcze pięć lat temu była to ogromnie ruchliwa arteria z sześcioma pasami po każdej ze stron. Zadrzewione wyspy na jego środku były przestrzenią niemal całkiem martwą.
Dlatego w 2013 roku zarządzono gruntowną przebudowę. Szeroka arteria pozostała tylko po jego południowo-zachodniej stronie. Przeciwległą jezdnię zwężono do rozmiarów drogi lokalnej i praktycznie zmieniono w deptak. Co więcej, zlikwidowano także znajdujące się pośrodku rondo otaczające statuę republiki. W ten sposób miasto zyskało ogromny plac dla pieszych, a kierowcy wciąż mogą korzystać ze swojej strony placu.
(Plac Republiki po przebudowie)
Efekt przebudowy został tak dobrze przyjęty, że nowe władze Paryża z Ann Hidalgo na czele zdecydowały, aby w podobny sposób potraktować inne kluczowe dla miasta place. Na liście priorytetowej znalazło się siedem miejsc: Plac Bastylii, Włoski, Narodu, plac przed paryskim Panteonem, Plac św. Magdaleny, Gambetta i des Fêtes.
Także w Warszawie potrzebny jest taka kolej zdarzeń. Jeśli mieszkańcy zobaczą i docenią jak bardzo da się poprawić jakość przestrzeni, jest szansa, że uruchomi to efekt kuli śnieżnej. Kolejne place staną się przyjazne ludziom. To tak jak z łódzkimi woonerfami: zaczęło się cztery lata temu od jednego na ul. 6 Sierpnia, a teraz jest ich więcej niż we wszystkich innych polskich miastach razem wziętych.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!