“O charakterze miasta stanowi jego przestrzeń publiczna, a nie prywatna” – do tych słów Joana Closa, szefa Programu ONZ ds. Osiedli Ludzkich (UN-HABITAT) przekonują się burmistrzowie na całym świecie. Dlatego ich działania w coraz większym stopniu nakierowane są właśnie na lepsze urządzenie przestrzeni wspólnej miast. Tym samym wychodzą naprzeciw przemianom społecznym: społeczności wyzwolone, złaknione nowych atrakcji i oplecione nowymi mediami społecznościowymi mniej czasu chcą spędzać w domu, częściej spotykają się i oczekują, że będą to robić w atrakcyjnych miejscach. Własne życie przenoszą do przestrzeni wspólnej – szczególnie młode pokolenie.
Skala wyzwań powoduje, że nowe myślenie dotyka różnorodnych obszarów miasta. Tworzy zapotrzebowanie na coraz bardziej atrakcyjne lokalizacje.
W pierwszej części artykułu pisaliśmy o potrzebie zieleni w mieście, w drugiej opisujemy z kolei inicjatywy, których celem jest powiększanie przestrzeni niezbędnej mieszkańcom do życia.
ULICE
W niektórych miastach ulice stanowią niemal połowę całej przestrzeni publicznej. Sęk w tym, że rewolucja motoryzacyjna większość miejsca oddała w użytkowania samochodom. Dziś mamy do czynienia z radykalnym odwrotem od takiego podziału ról. Ulice wracają we władanie ludzi. Tak co roku jest np. w Gandawie, gdzie na wiosnę 22 śródmiejskie ulice całkiem zmieniają swój charakter. Jezdnia wyłożona zostaje sztuczną trawą i obstawiona donicami z roślinnością oraz ławkami i stołami piknikowymi, a parkingi zamieniają się w tymczasowe bary. Do tego instaluje się zjeżdżalnie i inne sprzęty do zabawy, które dają rozrywkę także młodszym mieszkańcom (zdjęcie otwarciowe oraz poniżej).
To jednak transformacja czasowa, rozpoczyna się na początku wakacji. Jest traktowana jak eksperyment. Coraz częściej zdarza się jednak, że mamy do czynienia z trwałym przejęciem ulic przez pieszych. Tak stało się m.in. z paryskimi Bulwarami. Za oceanem, w Seattle, transformacje dotykają z kolei rzadziej uczęszczanych ulic, które bardziej niż samochodom przydadzą się pieszym. Dzieje się to w ramach Adaptive Streets Program, gdzie najpierw następuje czasowa zmiana zagospodarowania jezdni, a później można liczyć na jej całkowitą modyfikację.
Podobne projekty znajdziemy także w Polsce: w ramach ubiegłorocznego Climathonu studenci UJ zaproponowali przekazanie pieszym czterech ulic na krakowskim Kazimierzu.
Systematycznie to tego typu transformacji chcą podejść władze Barcelony. Tutaj zrodziła się koncepcja superilles, czyli super-kwartałów (rysunki powyżej i poniżej).
To pomysł, aby niemal połowę ulic w centrum miasta wyłączyć z ruchu samochodowego. Katalończycy typują układ ośmiu krzyżujących się ze sobą dróg, tworzących właśnie super-kwartały. Powstanie podział funkcjonalny: cztery zewnętrzne ulice opasujące kwartał wezmą na siebie ciężar przepuszczania aut, a cztery wewnętrzne utworzą układ komunikacyjny dedykowany głównie pieszym.
Przedsięwzięcie będzie mieć dwa etapy. W pierwszej fazie na wewnętrznych ulicach w wytypowanych super-kwartałach zostanie wprowadzone ograniczenie prędkości do 20 km/h. Operacja prosta i tania, która będzie polegać głównie na zmianie znaków drogowych. Jej łączny koszt to 20 mln euro. Drugi etap to przekształcenie tych ulic w rodzaj woonerfa, gdzie samochody nie mogą jeździć szybciej niż 10 km/h, a jednocześnie mieszkańcy korzystają z nich jak z przestrzeni publicznej, gdzie można spacerować, spotykać się, grać w piłkę, etc. Takie rozwiązanie wymaga przebudowy całych ulic i dostosowania ich do nowych celów – m.in. trzeba będzie zlikwidować miejsca parkingowe i zbudować garaże dla mieszkających tu kierowców.
PLACE ZABAW
Ciekawym aspektem transformacji ulic w przestrzeń dla ludzi jest nadawanie im bardziej rozrywkowego i zabawowego charakteru. W Seattle w ramach akcji Pavement to Parks jedną z ulic wymalowano na wzór labiryntu, w którym Pac-Man zbiera kropki uciekając przed duszkami. Podobnie jest w Los Angeles. Pod hasłem Play Street w południowej części miasta niektóre ulice zamknięto, zmieniając je w tymczasowe place zabaw (zdjęcie poniżej). I nie tylko dla dzieci. Jest to pilotażowy roczny program. Władze miasta zdecydują o jego ewentualnym przedłużeniu, gdy przeprowadzą analizę wpływu na mieszkańców.
Nie trzeba wcale zamykać ulic, aby nadać im bardziej rozrywkowy kształt. Tak przynajmniej przekonują aktywiści z organizacji KaBOOM!, którzy uważają że klasyczne place zabaw to rodzaj izolowanego getta. Według nich miejsca do zabawy trzeba organizować wszędzie, chociażby malujący grę w klasy na pasach (zdjęcie poniżej). Częściej są to jednak huśtawki montowane przy przystankach autobusowych, albo zjeżdżalnie obok sklepu, aby dzieci nie nudziły się, gdy dorośli robią zakupy.
Szukanie najmniejszego chociażby skrawka terenu do stworzenia przestrzeni rekreacyjnej to jeden z kluczowych czynników. Pragmatyka zatłoczonych miast. Dlatego powstają też pomysły na zbudowanie jak najbardziej kompaktowych i wielofunkcyjnych obiektów, które nadawałyby się właśnie do rekreacji. Takim rozwiązaniem jest składany segment , gdzie znajdzie się miejsce na grę w koszykówkę, piłkę możną czy podwórkowego squasha. Zaproponowało je koreańskie biuro projektowe B.U.S Architecture (zdjęcie poniżej).
Ciekawym zwyczajem związanym z tworzeniem placów zabaw jest organizowanie ich z myślą o emerytach. Obiekty takie powstają zarówno w USA, Europie, jak i w Japonii. Dla osób starszych ma to być nie tylko forma rekreacji, ale także rozwijania relacji interpersonalnych.
ROWERY
Przestrzenią okupowaną przez samochody interesują się nie tylko piesi. Jeszcze silniej swoje potrzeby artykułują rowerzyści. I nie chodzi tu wyłącznie o wytyczenie sobie pasa drogi rowerowej. W amerykańskim Akron samochody zostały wyproszone z ciągnącej się przez miasto autostrady. Niebawem ma tu powstać szeroka, rowerowa trasa.
Ze Szwecji do Polski z kolei przyszedł pomysł, aby w drogę rowerową przekształcić pomniejsze uliczki. Taką ideę chce zrealizować krakowski ZIKiT: w gęsto zabudowanym mieście trudno o wytyczenie nowej trasy, więc pojawił się plan, aby dla rowerów zaadaptować około 6 km istniejących ulic.
Miejsca na nowe szlaki rowerowe poszukuje się zresztą wszędzie. W Berlinie spory entuzjazm wzbudził Radbahn projekt ścieżki rowerowej, która ma biec pod filarami wiaduktu linii metra U1 (zdjęcie powyżej). Podobny projekt powstał w Miami. W Londynie odwrotnie: Norman Foster stworzył wizję rowerowych estakad biegnących ponad kolejowymi torami. Jego projekt SkyCycle miałby aż 220 km długości (zdjęcie poniżej).
Także na Śląsku myślą o skorzystaniu z kolejowej infrastruktury. Projekt Velo Silesia zakłada wykorzystanie starej, nieużywanej już infrastruktury kolejowej. Władze województwa wytypowały jako potencjalnie ciekawe aż 270 kilometrów torów.
We wszystkich tego typu projektach chodzi o stworzenie jak najbardziej efektywnej sieci dróg rowerowych – tzw. velostrad, po których można by się przemieszczać na tyle szybko, że rowery stałyby się konkurencyjne wobec samochodów także pod względem czasu przejazdu.
RZEKA
Poszukiwanie nowej przestrzeni dla rowerów zabrnęło na tyle daleko, że pojawiły się projekty wykorzystania rzek jako miejsc, gdzie da się ułożyć drogę służącą do szybkiego przemieszczania się. W Londynie np. miałby powstać Thames Deckway. Ciągnąca się po Tamizie trasa długości około 8 mil ma być przeznaczona głównie dla dojeżdżających do pracy na Canary Wharf (zdjęcie poniżej).
To projekt, który ma już kilka lat i coraz więcej osób traci wiarę w jego realizację. W międzyczasie pojawił się jednak podobny pomysł na rowerową trasę w centrum Chicago. Przeprawa ochrzczona mianem River Ride ułożona ma być na wodach niezbyt szerokiej rzeki Chicago. Ciągnęłaby się od parku Horner na północy, aż do Ping Tom Memorial Park położonego na południe od centrum. To odcinek około 9 mil, czyli 14,5 km. Nie byłaby to prosta estakada, ale ścieżka kryta przeszklonym dachem i wyposażona w panele słoneczne (zdjęcie poniżej).
Projekty te pokazują jak w miastach zmieniło się myślenie na temat rzek. To szeroki, rzadko używany pas terenu, przecinający zwykle samo centrum metropolii. W miastach cierpiących na brak przestrzeni to ogromny potencjał na stworzenie nowych miejsc publicznych. Stąd m.in. pomysł, aby ten ogromny nieużytek obsadzić zielenią. Tak powstał projekt Pier55, nowojorskiego parku rosnącego na czymś w rodzaju mola (zdjęcie poniżej).
Miejscy aktywiście tą samą rzekę św. Wawrzyńca postanowili wykorzystać także jako miejsce, gdzie można spławić farmę: Swale to rodzaj zielonej tratwy, która pływa dokoła Manhattanu.
Duńczycy z kolei postawili na bardziej trwałe rozwiązanie o charakterze edukacyjnym: vis-à-vis nowo budowanej największej szkoły jaka będzie funkcjonować w duńskiej stolicy powstaną Nordhavn Islands, czyli tzw. wyspy edukacji (rysunek poniżej). Mają służyć zarówno jako rozszerzenie programu edukacyjnego – rodzaj sal dydaktycznych pod gołym niebem – jak i przestrzeń publiczna otwarta dla wszystkich mieszkańców.
Najbardziej naturalny sposób wykorzystania rzeki to jednak stworzenie na niej basenu. Pierwszy taki obiekt – Badeschiff (zdjęcie poniżej) – powstał na Szprewie w Berlinie. Od tego czasu każde duże miasto zamarzyło o czymś podobnym. Czy jest to Nowy Jork, Londyn, czy też polskie miasta: Kraków, Toruń i Warszawa, gdzie ratusz zapowiedział nawet stworzenie pływającego basenu – całość w ramach akcji Dzielnica Wisła (zdjęcie poniżej).
POD POWIERZCHNIĄ
W poszukiwaniu nowej przestrzeni publicznej najbardziej gęste miasta świata sięgają już nie tylko nad rzekę. W Londynie np. pomysł na zorganizowanie ścieżek rowerowych obejmuje nieużywane tunele metra.
Podobny projekt pojawił się też w Paryżu przy okazji ostatnich wyborów samorządowych. Nathalie Kosciusko-Morize, niedoszła kandydatka na mera Paryża zaproponowała, aby 12 nieczynnych stacji metra przekształcić w przestrzeń publiczną. Jednym z wariantów było właśnie wprowadzenie pod ziemię zieleni (wizualizacja poniżej).
To co we Francji było tylko pomysłem, rzeczywistością staje się właśnie w Nowym Jorku. Chodzi o park Lowline, który miałby stanąć na dawno nieużywanym, podziemnym dworcu kolejki jeżdżącej na Brooklyn (zdjęcie poniżej). Jednym z ciekawszych elementów jest to, że roślinność, która ma tu wzrosnąć będzie nie tylko zasilana sztucznym światłem, ale także słońcem zbieranym na powierzchni w sferycznych soczewkach i transportowanym na dół światłowodem. Ma w niczym nie ustępować temu naturalnemu.
Miastem, które bardzo odczuwa przeludnienie jest Meksyk. Dlatego to właśnie tu powstał pierwszy projekt przeniesienia do podziemi centrum handlowego, tak aby na jego powierzchni móc zorganizować niewielki śródmiejski park.
Znacznie bardziej spektakularny jest jednak projekt Earthscraper (zdjęcie poniżej). To odwrócona do góry nogami 300-metrowa piramida, która ma być wkopana w ziemię. Miałaby się stać domem dla 5 tys. ludzi, a obok mieszkań powstałyby parki i tereny publiczne.
Podobne pomysły na podziemne dzielnice snują także m.in. w Singapurze. Aby przekonać się jak cenna może być przestrzeń pod powierzchnią gruntu, nie trzeba jednak jechać aż tak daleko: w Helsinkach władze miasta pod ziemią zagospodarowały już 9 mln metrów sześciennych. To obiekty publiczne, sklepy, boiska do hokeja czy też baseny, które ziemia bardzo dobrze chroni zimą, gdy mróz sięga -20 st.C.
/Fot: Lab Van Troje//
Publikacja został przygotowana jako kompendium wiedzy na temat innowacji inwestycyjnych z okazji Kongresu Regionów, którego Miasto2077 jest partnerem merytorycznym. To próba zebrania najbardziej aktualnych trendów w aktywności samorządów na całym świecie właśnie w polityce inwestycyjnej. W pierwszej części opisujemy inwestycje w przestrzeń, będziemy też przybliżać to co się dzieje w obrębie rozwoju obiektów publicznych, inwestycji związanych ze zmianami klimatycznymi oraz nowych metodach prowadzenia projektów.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!