Parę tygodni temu opisywaliśmy pomysł władz Londynu na ograniczenie liczby samochodów przez ograniczenie miejsc parkingowych w nowo budowanych apartamentowcach. To, co na Wyspach może stać się wkrótce, za oceanem, w Minneapolis działa już od pięciu lat. I przynosi pierwsze efekty. Ale przede wszystkim w postaci tańszych mieszkań.
W Ameryce, podobnie jak w Polsce, stawiając budynek mieszkalny deweloper musi spełnić odpowiednie warunki związane z liczbą miejsc parkingowych. W Mineapolis wymagania poluzowali. Zamiast obowiązku stworzenia co najmniej jednego miejsca do parkowania przypadającego na jeden lokal (tak, jak np. w Warszawie, gdzie relacja ta często wynosi 1,2 – 1,3 miejsca na 1 mieszkanie) w dobrze skomunikowanych lokalizacjach z dobrym dostępnem do transportu publicznego pozwolono w ogóle nie tworzyć miejsc, jeśli budynek ma mniej niż 50 mieszkań i tworzyć jedno miejsce na dwa lokale w większych apartamentowcach.
Jak widać na powyższym wykresie, deweloperzy chętnie skorzystali z nowych przepisów i szybko zmniejszyli liczbę miejsc parkingowych z 1,2 – 1,3 na mieszkanie w 2012 roku, do 0,7 pod koniec ubiegłego roku.
Jak się okazało, regulacje wpłynęły na rodzaj nowych projektów mieszkaniowych. Nick Magrino, miejscowy aktywista, zauważył że przede wszystkim pojawiło się dużo więcej mniejszych budynków. Takich, gdzie liczba mieszkań nie przekracza 100.
W takich przypadkach deweloperzy nawet nie kopią garaży podziemnych, ale wymagany parking są w stanie pomieścić na parterze, gdzie mieszkania i tak słabo się sprzedają. Uniknięcie robienia głębokiego i kosztownego wykopu z kolei przekłada się na ceny samych mieszkań. Jak przekonuje Magrino, jeszcze parę lat temu wynajem tzw. studio kosztowało ok. 1,2 tys. dolarów za miesiąc, a w nowych budynkach za tego typu lokal płaci się już poniżej 1 tys. dolarów.
/Fot: S.B. Tuska//
Jeszcze nie dodano komentarza!