Kiedy w Polsce zaostrza się dyskusja o obecności samochodów w przestrzeni miejskiej – m.in. z okazji podniesienia opłat parkingowych – władze Singapuru podjęły decyzję, jaka w ogóle u nas nie mieściłaby się w głowie: w przyszłym roku w mieście nie będzie możliwości rejestrowania nowych aut.
Malutki Singapur jest bardzo zatłoczonym miastem-państwem i tutaj prywatne samochody od dawna są na cenzurowanym. Sam zakup i utrzymanie jest nie lada wyczynem – żeby kupić sobie auto, trzeba zapłacić 60 tys. dolarów za samo pozwolenie, a później liczyć się z kosztownymi cłami (Toyota Prius w podstawowej wersji kosztuje tu 150 tys. dol.). Dlatego na 5,5 mln mieszkańców przypada tu zaledwie 600 tys. aut prywatnych. Promowany jest transport publiczny i Singapur m.in. jako pierwszy na świecie rozpoczął eksperymenty z wprowadzeniem na ulice autonomicznych taksówek.
Miasto nie tylko daje duże domiary na auta, ale także trzyma rygorystyczne limity. Dziś drogi przekroczyły już 12 proc. powierzchni miasta, co powoduje, że władze nie inwestują w nową infrastrukturę. Istnieje też limit na przyrost aut. W tym roku ich liczba ma prawo się zwiększyć o 0,25 proc., ale już od lutego 2018 roku limit ten został ograniczony do zera. Dlatego wprowadzenie nowego pojazdu musi się wiązać z obowiązkiem wyrejestrowania starego.
/Fot: Khánh Hmoong//
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!