Skip to main content

To nie jest ekstrawagancja: nowoczesne żaglowce zaczynają na poważnie przewozić towary pomiędzy Europą a Ameryką. Z ładownością na poziomie 1.000 ton nie sprostają konkurencji wielkim masowcom, ale towary dostarcza w tym samy czasie co statki napędzane silnikami spalinowymi.

Mowa tu o żaglowcu Anemos zaprojektowanym przez francuski startup TOWT (TransOceanic Wind Transport), który więcej wspólnego niż ze starymi kliperami, ma ze współczesnymi łodziami ścigającymi się w prestiżowych regatach. Przede wszystkim maszty są tu wykonane z włókna węglowego. To znacznie zmniejsza ich wagę i sprawia, że mogą być znacznie wyższe niż tradycyjne, wykonane z drewna. A dodatkowa wysokość oznacza powiększenie powierzchni żagla, która jest nawet dwa razy większa niż tradycyjnie. I właśnie to nadaje im wyjątkową żwawość.

Napędzany nie tylko wiatrem, ale i falami

Anemos jest też znacznie prostszy w obsłudze: żagli nie ustawia ekipa marynarzy, ale zautomatyzowany system. Dzięki temu z siedmioma żaglami o powierzchni 3.000 metrów kwadratowych można sobie poradzić za pomocą jednego pilota. Klasyczna jednostka tej klasy – sięgająca 80 metrów długości – potrzebowała prawie pięćdziesięciu marynarzy, a na Anemosie pływa ich siedmiu. To rozwiązuje jeden z największych problemów współczesnych żaglowców transportowych, czyli wysokie koszty osobowe.

Sterowane komputerem żagle optymalnie ustawiają się też wobec wiatru, wykorzystując każde jego tchnienie. Gdy jest pełna flauta, statek może sobie pomóc silnikiem hybrydowym napędzającym turbinę. Średnio używana jest jednak tylko na 5 proc. trasy, a ma inną poważną zaletę – można ją wykorzystać jako prądnicę. Gdy statek żegluje dostatecznie szybko fale obracają turbinę w przeciwnym kierunku produkując energię trafiającą do akumulatorów.

Wielka flota na horyzoncie

Mankamentem jest uzależnienie od wiatru. Jeśli statek nie trafi w odpowiednie okno pogodowe, to może mieć opóźnienie. Z prędkością handlową na poziomie 11 węzłów jest też nieco wolniejszy niż kontenerowce, które pływają z prędkością 14 węzłów. W stosunku do klasycznych jednostek czas nadrabia jednak na samym finiszu – podczas gdy większość kontenerowców przez kilka dni stoi w porcie, zanim będzie można je rozładować, Anemos ma własny system rozładunku. Dzięki niemu ładunek opuszcza statek w ciągu 6 godzin.

Koszty przewozu są nieco wyższe, ale jednak dzięki temu praktycznie eliminuje się morski ślad węglowy, dziś najtrudniejszy do wyczyszczenia. Stąd popyt na żaglowe frachty jest spory i szybko rośnie. TOWT ma teraz dwa statki, ale sześć kolejnych jest już zamówionych i wszystkie zostaną zwodowane do 2026 roku. Plan jest jednak znacznie bardziej ambitny i przekracza sto żaglowców.      

/Fot: Ronan Gladu/TOWT//

 

Jeszcze nie dodano komentarza!

Twój adres nie będzie widoczny publicznie.