„W przyszłości nigdy nie będziesz musiał opuszczać swojej dzielnicy”, to teza jaką na łamach serwisu Quartz postawiła Layla McCay, dyrektorka Centre for Urban Design and Mental Health, think-thanku zajmującego się tym, jak w mieście dbać o dobrostan psychiczny obywateli. Nie chodzi jej jednak o to, że mieszkańcy zostaną zepchnięci do gett, ale ich własne osiedla staną się wyjątkowo atrakcyjnym miejscem do życia i szkoda je będzie opuszczać. Tak ma wyglądać policentryzacja miast, którą rozwija już m.in. Tokio.
Autorka tekstu zaczyna od wymienienia zalet śródmieścia, gdzie ludzie mogą się socjalizować i przebywać w dobrze urządzonej, zielonej przestrzeni, co przyczynia się do poprawy naszej kondycji psychicznej. Nie mniej dla wielu mieszkańców przedmieść, śródmieście to daleka wyspa oddzielona licznymi pasami tras szybkiego ruchu.
Tę hierarchię jakości miasta podkreśla układ transportu publicznego, skierowanego do centrum jak szprychy w kole. „Centrum to tylko jedno naprawdę pożądane miejsce docelowe. Ludzie z peryferii muszą dojeżdżać tam i z powrotem (…) tracąc czas dla przyjaciół i rodziny, wolne chwile, które powinni poświęcić na relaks, wypoczynek, kulturę i sport. Bajka o życiu miasta jest poza ich zasięgiem, zagubiona w rozlanej metropolii.”, dodaje.
Dlatego Layla McCay przekonuje, że zamiast skupiać się na centrach, bardziej powinniśmy zająć się obrzeżami miast. Tak, aby w przyszłości mieszkańcy równie chętnie identyfikowali się ze swoim miastem, jak i osiedlem czy dzielnicą. To przede wszystkim tutaj przepędzają swoje życie.
Taką zmianę już dostrzega w tzw. placemakingu, czyli urządzaniu przestrzeni nie w imię architektonicznych wizji, ale tego, jak korzystają z niej mieszkańcy i jakie mają potrzeby. Tak, aby tworzyć najlepsze i najbardziej funkcjonalne miejsce do życia (w Polsce taki zamysł stoi np. za stołecznym programem tworzenia centrów lokalnych).
Dalej przekonuje, że przy projektowaniu miast Zachód powinien spojrzeć na Wschód. Tam rozwijają się ogromne i bardzo zagęszczone metropolie, które bardzo mocno pracują nad tym, aby w poszczególnych dzielnicach zapewnić mieszkańcom właściwy dobrostan. Wskazuje m.in. na tokijski proces machizukuri, który nie oznacza prostej urbanistyki, ale ścisłą współpracę lokalnych wspólnot z projektantami, tak aby wspólnie poprawić i zazieleniać osiedla. Władze Tokio wspierają zresztą wszelkie wysiłki mieszkańców skierowane na wzmocnienie lokalnego kolorytu i lepszej identyfikacji lokalnych społeczność. „Zdecentralizowanie udogodnień i rozwój osobistej tożsamości dzielnicy może sprzyjać budowie przynależności. To poczucie wspólnoty jest integralną częścią zdrowia psychicznego.”, pisze autorka.
Takiemu rozwojowi miasta sprzyja też model administracyjny. Jest to bowiem prefektura metropolitalna składająca się z 23 specjalnych obwodów, z których każdy zarządzany jest jako odrębne miasta. Wewnątrz znajduje się dodatkowo 26 miast, pięć miasteczek oraz osiem wiosek i wszystkie zarządzane są oddzielnie.
/Fot: Toshihiro Gamo, Dani Oliver, www.karlocamero.com//
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze nie dodano komentarza!