/For: Nuzzel//
To, że Uber zdemoluje rynek taksówkowy pewne było od samego początku. Niemniej tempo w jakim to robi jest zaskakujące. Jako pierwsze przekonało się San Francisco, mekka Nowej Ekonomii. Jak doniosła szefowa San Francisco Municipal Transit Agency’s Taxis & Accessible Services Division w prezentacji dotyczącej sytuacji w branży taksówkowej sytuacja zrobiła się naprawdę poważna – od marca 2012 roku, do lipca tego roku miesięczna liczba kursów wykonanych przez przeciętną taksówkę spadła z 1.424 do 504.
Jako winowajców wskazuje się rzecz jasna Uber, a wraz z nim Lyft i Sidecar. Badacze z University of California Transportation Center ustalili przy tym, że nowe platformy wspierające ride-sharing mają jednak dość specyficzny profil pasażerów. Głównie są to młodzi ludzie, którzy w kilka osób biorą krótkie kursy – około 90 proc. z nich trwa mniej niż 10 minut, podczas gdy w taksówkach jest to mniej więcej jedna trzecia przejazdów. Na długich trasach taksówkarze wciąż są mocni. Stąd straty finansowe nie są aż tak bolesne.
Niemniej żeby ulżyć taksówkarzom władze San Francisco rozważają odciążenie ich od opłat, jakie muszą uiszczać na rzecz miasta. To jednak działanie doraźne. Problem stał się warzący i w gruncie rzeczy każde z miast (czy też krajów) musi podjąć decyzję kierunkową: czy chce chronić dotychczasowy system przewozu osób, czy raczej da się ponieść rewolucji technologicznej (ze wszystkimi ich wadami i zaletami). Wybór jest zero-jedynkowy, bo widząc obecne tempo rozwoju, w warunkach otwartej konkurencji prędzej czy później Uber i koledzy wyprą taksiarzy. Pozwalając na ten swobodny proces albo blokując ride-sharing, trzeba po prostu wybrać model transportu, który ma obowiązywać.
Jeszcze nie dodano komentarza!